Udałyśmy się do miejscowej kawiarenki. Od wzroku przechodniów oddzielał ją mały płotek z ciemnego drewna, na którym powieszone były doniczki. Kwiaty przypominały różnobarwne goździki. Jednak ja wiedziałam o kwiatkach tyle, co ryba o wspinaniu się na drzewo. Kath wybrała miejsce pod żółtą parasolką, na której była ciemna falbanka.
- Byłaś tu już kiedyś? - zapytałam, spoglądając na jasnowłosą.
- Pewnie! - odpowiedziała, uśmiechając się szeroko. - Ja bym miała nie być w lodziarni?
- No wiesz.. Wcześniej jej tu nie było.. - bąknęłam, opadając na ciemnobrązowe, drewniane krzesełko z żółtą poduchą. Hm. Wygodne.
- Asiria..
- Tak?
- Kiedy ty ostatni raz byłaś w mieście? - po tym pytaniu mnie zamurowało.
- Jak mam ci odpowiedzieć? Nie prowadzę kalendarzyka, w którym piszę co, kiedy i gdzie. - mruknęłam. Katherine tylko się zaśmiała i przysunęła mi menu. Zmarszczyłam lekko brwi, widząc pierwszą pozycję. - Próbowałaś już różanych?
- Owszem. Są takiee pyszneee.. - wymruczała, robiąc błogą minę. Mimowolnie się uśmiechnęłam i poprosiłam ją, aby zamówiła mi ten smak. Kath skinęła głową i weszła do środka. Wiedziałam, że trochę tam postoi. Widziałam przez okna wnętrze budynku. Urządzone było w ciepłych kolorach. Beż, przeplatany z żółtym i ciemnym drewnem. Lampki wbudowane w sufit rzucały złote światło na stoliki. Pracownicy ubrani byli w czarne uniformy, składające się ze spodni i koszulki z krótkim rękawkiem. Raz jeszcze spojrzałam na jasnowłosą. Składała już zamówienie. Po chwili wróciła do naszego stolika z dwoma rożkami. Podała mi mój, który był bladoróżowy i z szerokim uśmiechem spojrzała na swój. Składał się z czterech gałek. Na pewno była tam czekolada i truskawka, bo czułam ich zapach. Reszty nie mogłam jednak rozróżnić.
- No to.. Gdzie później? - zapytała, gorączkowo zlizując różową ciecz z rożka. Wzruszyłam ramionami i rozejrzałam się. W parku było zbyt dużo ludzi. Sklep również odpadał - nie chciałam zanudzać Amortencji oglądaniem butów i sukienek.
- Poplątamy się po mieście. Może ogarniemy coś fajnego. - odpowiedziałam w końcu, odganiając od siebie muchę. Te cholerstwa są wszędzie. Choć komary są gorsze..
< Kath? >