31 sie 2016

Od Alfiego

Włożyłem do walizki ostatni już sweter, po czym zamknąłem ją szczelnie. Alrum, robot, który zajmował się obowiązkami domowymi, podszedł do mnie i spytał:
- Na pewno wszystko spakowałeś?
- Ależ oczywiście! - odparłem.
Wziąłem walizkę do ręki i opuściłem swój pokój. Zszedłem po schodach i udałem się do salonu, gdzie odpoczywał mój ojciec.
- Ja już będę iść - oznajmiłem.
- Czekaj chwilę - powiedział Garon i podszedł do mnie. - Mam coś dla ciebie.
Ojciec wyjął z kieszeni paczkę jakiś tabletek.
- To są najnowsze leki na twoją chorobę - rzekł, wręczając mi ją. - Jedna tabletka powinna pomóc.
Niezbyt przekonany przyjrzałem się paczce.
- Dzięki - odparłem po chwili. - To ja już będę lecieć.
Pożegnałem się z ojcem i wyszedłem z domu. Spokojnym krokiem ruszyłem w stronę stacji kolejowej, która znajdowała się niedaleko. Miałem pojechać do Tenshi na jakiś tydzień, może dwa. Ojciec ze względu na pracę postanowił pojechać trzy dni później i razem z kolegami zaprezentować wojsku nową broń. Bardzo chciałem mu towarzyszyć.

Stanąłem na peronie i wziąłem głęboki wdech. Jedną ręką złapałem za pasek od torby, drugą trzymałem rączkę walizki. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę leków na chorobę lokomocyjną. Jedną z tabletek wziąłem wcześniej. Mam nadzieję, że działają, pomyślałem.
Po chwili przyjechał pociąg. Gdy jedni z niego wysiedli, drudzy zaczęli wchodzić. Co chwilę ktoś mnie szturchał, przez co moja złość rosła.
- Dlaczego muszę być taki niski? - mruknąłem.
Gdy wreszcie dostałem się do środka, z triumfem usiadłem na wolnym miejscu. Spojrzałem na budynki znajdujące się za oknem. Kiedy wszyscy już siedzieli i konduktorzy sprawdzili bilety, pociąg ruszył. Minęły trzy minuty, a mnie głowa nie bolała. Chyba działają, pomyślałem zadowolony.

Za wcześnie się ucieszyłem, przeszło mi przez myśl. Wszystko ostatecznie skończyło się tak, jak zwykle. Leki nie poradziły sobie i po jakimś czasie już ledwo powstrzymywałem się od zwrócenia śniadania. Nagle pociąg zatrzymał się. Niestety nie na stacji, gdzie miałem wysiadać. Jedyne, o czym marzyłem, to żeby jak najszybciej dojechać na miejsce. Podróż się strasznie dłużyła, a ja ledwo mogłem się podnieść.
- Przepraszam, czy to miejsce jest wolne? - spytał ktoś.
- J...Jasne - wymamrotałem.
Nieznajomy usiadł naprzeciw mnie. Nie zwracałem na niego uwagi, miałem wrażenie, iż zaraz odlecę.

<Ktoś chętny?>

Od Argony

Avene. Miasto przyszłości. Miasto możliwości. Siedziałam w cieniu jakiejś brudnej uliczki, za plecami mając ścianę nowoczesnego budynku. Opierałam się na pudle od gitary i drzemałam czujnie. Śniłam o pałacyku, którego niegdyś byłam właścicielką. Teraz to przeszłość. Moim pałacem stały się boczne uliczki tego olbrzymiego miasta. Życie biednego wampira jest smutne. Musisz dbać o pozostawanie w cieniu, regularne picie krwi i wyszukane maniery. Otworzyłam powoli oczy, spoglądając na brudną suknię, która zdecydowanie lepiej sprawdzałaby się na balu, niż tutaj. Spojrzałam ponuro na znienawidzone miasto w znienawidzonej rzeczywistości. Podniosłam się ciężko z ziemi i rozkładając parasolkę przeciwsłoneczną ruszyłam w blask miasta. Było bardzo wcześnie rano, więc dopiero nieliczni pracownicy wielkich korporacji wychodzili z domów, by udać się do swojej zmiany. Wszyscy się gdzieś śpieszyli, mieli jakiś cel. Kopnęłam wściekle kamień czubkiem glana. Teoretycznie miałam cel. Musiałam znaleźć pracę dla mnie i dla Złośnicy, jednak nie mogłam przemóc w sobie nienawiści do rozmów z kimkolwiek. Czy to z którymś z pośrednictw pracy, czy pracodawców. Bo przecież nie ogłoszę się „Snajper do wynajęcia, 1000 Dc za zlecenie”. Od razu zgarnęłaby mnie policja.
Gwałtownie skręciłam do bocznej uliczki i uderzyłam pięściami w ścianę z całej siły i przejechałam po nieregularnej fakturze. Odepchnęłam się od niej, po czym spojrzałam z pogardą na zakrwawione pięści. Strzepnęłam je i rozprostowałam palce. Czyjeś spojrzenie kazało mi się obrócić. Jakaś kobieta stała w wejściu do uliczki i patrzyła na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
- Coś się stało paniusiu? – spytałam, obracając się do niej, przesłodzonym głosem, z promiennym uśmiechem psychopaty na ustach. – Wyglądasz jakoś niewyraźnie. Może pomóc ci przestać wyglądać? 
<Ktoś? Coś? Cokolwiek? Wiem, że szajs, ale to jeszcze się rozwinie jak się do postaci przyzwyczaję…>

„Na samotność nie skazują...

ketsurui

...cię wrogowie, lecz przyjaciele.”  
Imię: Argona vi Letinelle Malachit
Nazwisko: la Volpe
Stanowisko: Snajper
Płeć: Kobieta
Orientacja: Aseksualna, choć udaje, że jest inaczej
Pseudonim: Zdrajca
Wiek: 43 lata
Głos: Mad hatter AMV  
Aparycja: Argona, jak przystało na demona jest osobą o niezwykłej urodzie. Jest przeciętnego wzrosu, drobna, a jej krągłości delikatnie rysują się pod ubraniem. Posiada krótkie, czarne włosy, lekko mieniące się błękitem. Bardzo często nosi zapleciony z przodu warkocz. Posiada niewielki, lekko zadarty nosek oraz kryształowe oczy, które zwykła zakrywać czerwonymi soczewkami. Jej cera jest blada, a i posiada charakterystyczną cechę dla wampira – wydłużone, szpiczaste kły. Lubi ubierać się elegancko, w czarne płaszcze czy suknie. Zawsze szczelnie zabudowane, by nie dać przystępu światłu. Bardzo rzadko można ją ujrzeć w roboczym stroju, równie rzadziej bez czegoś na szyi. Wszystkim wmawia, że to element jej stylu, jednak prawda jest inna. Jej gardło jest niezwykle podatne na przeziębienia i czasem nawet lekki powiew wiatru wysyła ją na tydzień pod ciepłą pierzynę. Nosi przy sobie również czarną, koronkową parasolkę. Zwykle ma też przy sobie srebrny zegarek na łańcuszku oraz kryształowy flakonie, z ukrytym wewnątrz czerwonym płynem, który zwykła nosić na łańcuszku pod ubraniem.
Aha, nie wspomniałam jeszcze o obuwiu. Dziewczyna nigdy nie zakłada innych butów, niż glany. Nigdy. Zapamiętaj to sobie. Nie ważne czy długie do połowy uda czy krótkie przed kostkę, czy na wysokim obcasie, czy na małym. Naprawdę nieistotne. Glany to glany.
Swoją snajperkę zazwyczaj nosi w pokrowcu na gitarę na plecach.
Charakter: Nienawiść. To emocja z której Argona powstała. To emocja, zakorzeniona w samym centrum jej egzystencji, dająca źródło każdemu zachowaniu i każdej reakcji. Dlatego też dziewczyna jest tak oziębła i sarkastyczna. Dlatego traktuje cię jak nic niewartego śmiecia i nie dba o twoje dobro. Nikomu nie pomaga, nikogo nie kocha. Wszechogarniająca nienawiść do świata jest jej codziennością. La Volpe jest przy tym osobą niezrównoważoną psychicznie. Na co dzień może wydawać się osobą cichą i spokojną, w stu procentach opanowaną. Jednak nic bardziej mylnego. To tykająca bomba, czekająca tylko na odpowiedni moment by wybuchnąć całą feerią tłamszonych emocji. Lubuje się w oczach. O tak, kocha je zbierać, a najpiękniejsze okazy trzyma w swoim pałacu, w słoikach, na półce.
Czasem jej nastrój potrafi zmienić się diametralnie z sekundy na sekundę. Czasem może z tobą rozmawiać, po czym nagle stracić zainteresowanie i zająć się czymś innym.
La Volpe ceni prawdę. Ceni ją ponad własne życie, ponad życie innych. To przez prawdę zginęło to, co było przed nią. Dlatego ten drogocenny skarb jest starannie pielęgnowany i ukrywany przez dziewczynę przed światłem dziennym. Jedynym „naprawdę” jest fakt, że każde jej słowo to kłamstwo. Perfekcyjne, w które włożona jest cała wiara w słowo, całe przekonanie, ale kłamstwo. Tak jak jej życie. Ale nie przeszkadza jej to. W końcu tylko takie istnienie zna.
Rodzina:
Partner:
Zauroczenie:
Potomstwo:
Konto: 500 Dc
Rasa: Sinit’ari – Przedstawiciele tej rasy nie są czymś, o czym często się słyszy. Żaden prawdziwy Sinit’ari nie przyzna się nigdy, że nim jest. To rodzaj… zmowy. Strategii przetrwania, której przedstawiciele rasą są wierni od tysiącleci. Czemu jest ona taka ważna? Ta rasa nie posiada określonej formy, a jedynym elementem wspólnym jej przedstawicieli jest „Odłamek rzeczywistości”. Odłamkiem może być dowolny przedmiot, a nawet fragment ciała czy żywa istota i jest to element, łączący Sinit’ari z światem. W momencie jego zniszczenia ginie jego posiadacz.
Skąd tak silne połączenie z jakimś przedmiotem? Sinit’ari właściwie nie są żywe. Są bardziej jak echa czyichś emocji. Silnych emocji, które nie chciały odejść z tego świata i przybrały cielesną formę. I cokolwiek Sinit’ari nie próbowałby z sobą zrobić, owe uczucia w nim pozostaną i będą czymś, co jako pierwsze rzuca się w oczy. Normalnie nie ma się wpływu na to, jak się będzie wyglądało, jednak ta rasa w pierwszych kilkunastu sekundach istnienia ustala swój wygląd na całe życie. Nie starzeje się, nie rośnie, nie tyje. Nie posiada również defektów ani zalet rasy, zatem wiele zależy od jej umiejętności aktorskich.
Jeśli chodzi o zdolności magiczne Sinit’ari specjalizują się w magii iluzji, sztuczkach umysłu oraz odporności na wszelkie wpływy mentalne. Czasem przejawiają skłonności do drobnych zmian formy. Jego ciało posiada faktyczne predyspozycje, odpowiadające konkretnemu wyglądowi.
A i jeszcze jedno. Oczy. Coś naprawdę pięknego, ale naprawdę niebezpiecznego dla tej rasy. Są kryształowe. Bezbarwne i puste. Nigdy nie wyrażają żadnej emocji.
Wampir – Jako ta rasa się kreuje.
Moce: Specjalizuje się w iluzji cienia, w ukrywaniu się przy jego pomocy, wtapianiu w niego. Tworzeniu iluzji nagłego ciemnienia okolicy bądź emanującej ciemnej energii od niej samej. Potrafi to wykorzystywać również do upozorowania swojej przemiany w nietoperza. Jej najbardziej niezwykłym talentem jest wytwarzanie iluzji niebezpieczeństwa. Nie realnego, jak biegnący na ciebie właśnie odyniec, lecz bardziej niesprecyzowanego. Niebezpieczeństwa na skraju widoczności. Co powoduje strach. Czasem wręcz paraliżujący.
Specyficzną zdolnością dla niej, jako dla konkretnego przedstawiciela rasy Sinit’ari jest przemiana w dziwacznie zbudowanego, nieco nazbyt humanoidalnie, psa o czterech parach oczu, wystających żebrach oraz trochę zbyt ludzkich dłoniach. W tej formie potrafi chodzić równo na czterech, jak i na dwóch nogach. Tą jej formę można porównać do wyglądu niezwykle ciemnego Barghesta., choć jej pysk jest nieco bardziej wilkołaczy.
Może też dokonywać drobniejszych zmian w swoim wyglądzie, jak niewielka korekcja rysów twarzy czy wyglądu włosów, jednak potrafi zrobić to jedynie na krótki czas i tylko przy pomocy dowolnego rodzaju zwierciadła i wody.
Umiejętności: Jak wszyscy Sinit’ari jest naprawdę dobrym aktorem. Gładko wchodzi w dowolną rolę, jak gładko zmienia nastroje. I mimo swej niestabilności potrafi wytrwać w obranej postaci, potrafi poświęcić całą siebie, cały swój charakter dla chwili ucieczki w życie kogoś innego.
I tak jak wspomniałam wcześniej jest świetnym kłamcą, co również poniekąd wiąże się z jej talentem aktorskim.
Ponadto interesuje się poezją. Nie potrafi co prawda jej pisać, jednak wieloletnie zainteresowanie rozwinęło w nim niesamowitą pamięć do słów. Potrafi recytować z pamięci całe wielostronicowe utwory bez najdrobniejszego zająknienia. Potrafi też cytować swojego rozmówcę, nawet gdy temu wydaje się, że w momencie, w którym wypowiadał te słowa Argona była zbyt niestabilna, by je choćby zrozumieć.
Posiada też niezwykły talent do obiektów zawieszonych w przestrzeni. Zarówno do ich ciskania, jak i do łapania. Ogólnie, wizja przestrzenna la Volpe jest znacznie bardziej rozszerzona, niż przeciętnego stwora i dziewczyna potrafi perfekcyjnie ciskać nożem czy też chwycić lecącą w jej kierunku strzałę dokładnie kilka milimetrów od celu. Również z zamkniętymi oczyma posiada coś na kształt widzenia przestrzennego, które wykorzystuje chętnie w ciemnościach (gdzie jako wampir teoretycznie powinna wszystko widzieć) oraz w sytuacji, gdy coś ją dzieli od obiektu. Albo jest bardzo daleko. Posiada niezwykle wyostrzony słuch, co może być jednym ze źródeł owego przestrzennego widzenia.
A i jeszcze jedno. Co prawda do tego nie posiada wrodzonego talentu, jednak wieloletnie ćwiczenia zawsze się opłacają. Argona zna Erts, sztukę walki w ręcz, która specjalizuje się w wykorzystaniu siły wroga przeciwko niemu samemu, nawet gdy jest istotą o sile nadprzyrodzonej. Było jej to niezbędne do utworzenia swojego wizerunku.
Motto: „Na samotność nie skazują cię wrogowie, lecz przyjaciele.”
Ulubiony kolor: Szmaragdowy
Co lubi: Chłodne wieczory, w samotności, gdy może przestać udawać i dać w pełni upust swojej psychopatycznej naturze. Gdy nic nie zagraża jej Odłamkowi. Gdy cisza jest tak głęboka, a ciemność tak wszechobecna, że wydaje ci się, że w niej toniesz.
Zapach krzesiwa oraz dymu ogniskowego.
Ból, towarzyszący dotykaniu rozpalonym ostrzem skóry, jak również przerażenie, pojawiające się na twarzy tego, czyja skóra zaraz żelazem dotknięta zostanie. Ogólnie fascynuje ją strach, czasem nawet do tego stopnia, że lubi zrobić dokładnie to, co najbardziej ją przeraża.
Harbetę.
Czego nie lubi: Gwaru zatłoczonych ulic, gdy każdy drobny złodziejaszek może niepostrzeżenie się zbliżyć. Brudnej krwi, mieszańców, a także ludzi wszelkiej maści.
Małych, słodkich stworzeń i dzieci. Zawsze powodują w niej agresję.
Ciekawostki: Jej Odłamek jest przedmiotem, z którym prawie nigdy się nie rozstaje, mimo że jest tak delikatny i kruchy. Ukrywa go na widoku, chowając zaś znacznie mniej istotne przedmioty, które tworzą jej postać.
Dlaczego właściwie wampir? Argona ma swoją genezę właśnie we wzajemnych emocjach wampira i ludzi, którzy przybyli z widłami i pochodniami, by wreszcie pozbyć się szkaradzieństwa. A wygląd dziewczyny łączy w sobie cechy wampira i kobiety, dowodzącej tłumem mieszczan.
 
Inne zdjęcia: 
Kontakt: ketsurui

Od Katherine cd Asiria

- Też coś widziałaś? - zapytałam.
- Taa... nieważne. - odparła dziewczyna. Usiadłyśmy nad brzegiem wodospadu Nisumi. Była piękna pogoda, wręcz idealna na odpoczynek. Ptaki śpiewały, a niebo zachwycało. Usłyszałam cichy tupot nóg. Chwilę potem straciłam przytomność. Kiedy się ocknęłam wraz z Asirią byłyśmy na jakimś statku kosmicznym. Wylatywałyśmy właśnie poza atmosferę.
- Gdzie my jesteśmy? - zapytała Asiria.
- A bo ja wiem? - odpowiedziałam.
Po chwili do pomieszczenia weszły dwie dziwne postacie. Posiadały czerwony kolor skóry, oraz żółte oczy.
- Zostawcie nas! - warknęłam.
- Musimy was dostarczyć do prezesa Dreka. - oświadczyły istoty.
- Co do jasnej izoni? - zawołałam zdenerwowana. Nie wiedziałam kim jest ten prezes Drek, ale w moim odczuciu zasłużył na solidny łomot. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Biało, za oknem zobaczyłam kosmos, oraz kilka planet których nigdy na oczy nie widziałam. Jesteśmy więc w innej galaktyce. Po paru minutach statek zbliżał się do lądowania. Na planecie było ciemno i mroczno, miejsce te napawało mnie niepokojem. Budynek wydawał się ogromny. Wokoło budynku były wieże o nienaturalnych kształtach. Z pobliskich kominów wydobywał się ostry dym. Gmach do którego nas prowadzili był po części trójkątny, na dachu natomiast znajdowały się kominy. Wszystko na tejże planecie było dziwne.. W środku była cała masa sprzętu, oraz dziwnych urządzeń. Po chwili z cienia wyłoniły się dwie postacie. 
- Witajcie drodzy goście! - przywitała się jedna z postaci. - Nazywam się prezes Alonzo Drek, a to jest doktor Nefarius. Postać którą nazwał Nefariusem uśmiechnęła się w dziwny sposób, z resztą ni tylko to było w nim dziwne. Jego skóra miała zielony kolor, uszy były nienaturalnie długie, a tęczówki owego jegomościa miały czerwoną barwę. Nosił na sobie dziwną srebrną zdroje, z której z tyłu wystawały jakieś "skrzydła". Drek, jak się okazało był tym samym stworzeniem, które nas porwało. Posiadał on czarne włosy, oraz żółty kolor skóry. Oczy Miał na sobie szary garnitur w czarne paski. 
- Alonzo?!- zapytała Asiria, po czym razem zaczęłyśmy się śmiać. 
- Czego od nas chcecie? - zapytałam jak w końcu udało mi się stłumić śmiech.
- Chcieliśmy zaproponować współpracę. Damy wam wszystko czego chcecie. - powiedział Nefarius. 
- Yhm. Wspaniała współpraca. Związaliście nas, oraz porwaliście, a teraz chcecie się targować. - zakpiłam. 
- A w czym mamy pomóc? - zapytała Asiria.
- Za dwa dni planujemy atak na Halę Herosów, mamy przygotowane 300 robotów bojowych, potrzebujemy tylko osób, które odwrócą uwagę Strażników. - odezwał się Drek. Spojrzałam na dziewczynę. Obie wiedziałyśmy doskonale co robić. Wyciągnęłam ostrożnie nóż zza pasa i przecięłam powoli sznury moje oraz Asiri. 
< Asiria?>

Od Asirii - Cd. Akane

Raz jeszcze rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie byłam przekonana do tego, by trenować w czyimś domu. Akane najwidoczniej nie przejmowała się tym, że mogę coś zniszczyć. Jakoś tak mój wzrok samoistnie spoczął na broni dziewczyny.
- Walczysz kataną? - zapytałam. W myślach skarciłam się za własną ciekawość. Znowu.
- Owszem. - przytaknęła, spoglądając na ów broń. - A ty?
- Różnie. Potrafię używać wielu rodzai. Choć upodobałam sobie kuszę oraz sztylety. - wyjaśniłam, przywołując do siebie małe ostrza. Wykonane były z lekkiej, anielskiej stali, która mimo wszystko była bardzo wytrzymała. Jednak były zaledwie okruchem, w porównaniu do Gorejących Mieczy, którymi można było uśmiercić duszę. Gabriel mnie ostrzegł, mówiąc, abym pod żadnym pozorem nie przyzywała do siebie płonącego ostrza. Stwierdził, że miałabym zbyt duże wyrzuty sumienia, gdybym kogoś przez przypadek zabiła. Osobiście, nie zgadzałam się z nim do końca, ale nie chciałam podważać jego zdania. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Akane.
- Halo? Ziemia do Asirii?
- Właściwie, to Seroja. - zaśmiałam się cicho. - Tak, już kontaktuję.

< Akane? >

Od Katherine cd Reik

- Zaraz cię zabiję! - warknęłam po czym rzuciłam się w pogoń. Nie trwało to długo ponieważ dosiadałam jednego z moich smoków. Po chwili stanęłam twarzą w twarz z Reikiem.
- Myślałeś że mi uciekniesz? - zapytałam, po czym dałam mu z liścia. 
- Mogłabyś przestać mnie bić? - powiedział z wyrzutem.
- Nie. - odparłam, po czym odwróciłam się. 
- Zaczekaj! - zawołał chłopak. 
- Czego chcesz? - zadałam pytanie.
- Daj mi szanse. - poprosił Reik. Milczałam, a w odpowiedzi pokazałam mu środkowy palec.
- Ej, nie bądź taka! - rzekł.
- A właśnie że będę. - odparłam. 
< Reik?>