3 wrz 2016

Od Argony - Cd. Katherine

Uśmiechnęłam się szeroko, pokazując szpiczaste kły i poprawiając pokrowiec na ramieniu. Gwałtownie zsunęłam go, jednocześnie rozsuwając zamek i wydobywając z niego snajperkę. Dziewczyna cofnęła się instynktownie w światło niezbyt ruchliwej ulicy. Odbezpieczyłam broń czując, jak w moich żyłach zaczyna szybciej pulsować krew.
- Ostrzegam. Odłóż to - powiedziała stanowczo tamta. - Nie chcę cię w żaden sposób krzywdzić. Powiedz. Czego ty właściwie ode mnie chcesz?
- Twojego życia - odpowiedziałam, poważniejąc. Karabin wystrzelił, a białowłosa miała ledwie sekundę na utworzenie tarczy. Kula prześlizgnęła się po nieregularnej powierzchni mroku i rykoszetem zraniła jakiegoś przypadkowego przechodnia. Mężczyzna jęknął i upadł, chwytając się za lewy bok. Dziewczyna rzuciła na niego szybkie spojrzenie, a jej oczy stężały.
- Sama się o to prosiłaś! - W dłoni dziewczyny pojawił się świetlisty miecz, a tarcza z mroku znikła. Błyskawicznie przeładowałam snajperkę i wystrzeliłam ponownie, jednak białowłosa odbiła kulę klingą i rzuciła się w moim kierunku. Odskoczyłam do tyłu i pognałam w głąb uliczki, po drodze przeładowując broń. Skręciłam gwałtownie w jakąś odnogę i oddałam strzał w goniącą mnie przeciwniczkę. I ten odbiła, jednak kula zadrasnęła ją w ramię. Odwróciłam się, chcąc dalej uciekać, jednak przede mną jak z podziemi wyrosła ściana. Zatrzymałam się tylko na chwilę, nim spróbowałam na nią wejść, a ta okazała się iluzją. Tak chwila wahania była jednak wystarczająco długa, by goniąca mnie wypadła zza rogu. Świetlista klinga mignęła mi tuż nad uchem i zapewne ucięłaby mi głowę, gdybym w porę nie zrobiła uniku. Jednak robiąc go, zrzuciłam pokrowiec na ziemię i opakowanie poleciało w kierunku dziewczyny. Ta wyminęła go i natarła ponownie, ja jednak kompletnie straciłam nią zainteresowanie. Świetlista klinga przecięła moją pierś, zgrzytając głucho po żebrach, gdy rzuciłam się po pokrowiec. Czując przeraźliwy ból chwyciłam go i zaczęłam powoli i starannie ocierać z kurzu. Na wieku widniało nowe zadrapanie. Skrzywiłam się.
(Katherine?)

Od Alfiego - Cd. Cassie

- Idę, idę - odparłem, wstając.
Wziąłem swoją walizkę i razem z Cassie opuściliśmy pociąg. Wyszliśmy na światło dzienne, gdzie zatrzymałem się i wziąłem głęboki wdech. Mdłości mnie już zostawiły w spokoju, jednak głowa jeszcze trochę bolała. Gdy i ból zniknął, rozejrzałem się. Chodniki zapełniały tłumy, a po ulicach jechały samochody. Spojrzałem w górę i ujrzałem przelatujący statek.
- Ile ludzi! - powiedziałem z zachwytem.
- Tenshi niemal zawsze tętni pełnym życiem - rzekła Cassie. - A właśnie, skąd przyjeżdżasz?
- Z miasta - odparłem.
- A dokładniej?
- Takiego dużego.
Uśmiechnąłem się szeroko. Cassie zrobiła lekko zmieszaną minę. Po chwili uśmiechnęła się lekko.
- Widzę, że już się lepiej czujesz - powiedziała.
- Jasne! - zawołałem wesoło. - A właśnie, mogłabyś mnie zaprowadzić na Harlow Street? Jest tam moje mieszkanie, lecz niezbyt się orientuję w Tenshi.
- Oczywiście!
Dziewczyna szybkim krokiem ruszyła przed siebie, a ja za nią. Po drodze rozglądałem się uważnie. Starałem się zapamiętać mniej więcej wygląd budynków i tym podobne, by następnym razem wiedzieć, dokąd mam się udać. Tłum mi nieco przeszkadzał. Choć szedłem blisko Cassie, mogłem ją w każdej chwili zgubić.
Po dziesięciu minutach weszliśmy do sporego bloku. Wjechaliśmy windą na jedenaste piętro. Stanąłem przed drzwiami od mego mieszkania. Pomacałem kieszenie, szukając kluczy. Pusto. Otworzyłem torbę i zacząłem w niej grzebać. Po chwili wyciągnąłem z niej własnoręcznie robioną, dość małą z pozoru broń palną oraz butelkę wody.
- Potrzymaj - powiedziałem do Cassie, podając jej przedmioty.
Dziewczyna przyjrzała się z ciekawością pistoletowi. Ja zaś kontynuowałem poszukiwania. Parę minut później zrezygnowany wziąłem od niej broń oraz butelkę i z powrotem schowałem do torby. Spojrzałem na Cassie. Uśmiechnąłem się lekko zmieszany.
- Heh, czy mogłabyś mnie zaprowadzić do najbliższego hotelu? - spytałem. - Wygląda na to, że zapomniałem zabrać klucze. Będę musiał powiedzieć o tym tacie - dodałem ciszej.

Cassie? Brak weny...

Od Asirii - Cd. Sorianny

Zamrugałam parę razy, widząc zbiór czegoś, co wyglądało jak algorytmy, sinusoidy i ogółem - jakieś danie. Po raz pierwszy miałam okazję noszenia takich okularów. Zdjęłam je i oddałam Soriannie. 
- Podziwiam cię.. - wymruczałam, nadal będąc w szoku.
- Nie rozumiem.. - odparła, marszcząc brwi. 
- Jesteś naprawdę inteligentna, skoro potrafisz się tym wszystkim posługiwać. Nie miałam pojęcia, czym była większość symboli, które zobaczyłam.. - przyznałam, wbijając wzrok w kafelki, położone na podłodze. Sorianna krótko się zaśmiała i wróciła do pracy.
- Praktyka czyni mistrza. - odezwała się po chwili. Przyznałam jej rację, kiwając głową. Nie chcąc jej przeszkadzać, pożegnałam się i wyszłam z laboratorium. 

~*~

Kroczyłam chodnikiem, przypatrując się nieznanym mi ludziom. W szarej bluzie z kapturem i czarnych jeansach niczym nie wyróżniałam się z tłumu. I było mi z tym dobrze. Nie lubiłam zwracać na siebie uwagi. Przechodząc przez jezdnię, zauważyłam znajomą, czerwoną czuprynę. Czyżby Sorianna wyszła ze swojego sanktuarium?

< Sori? >

Od Asirii - Cd. Akane

Nie zauważyłam dziwnego stworzonka, które wcześniej było ukryte pod stołem ciemnowłosej. Nagle wskoczyło mi na ramię (przez co oczywiście się wzdrygnęłam) i przyłożyło do policzka jakiś dziwnie pachnący liść. Przez chwilę piecze, jednak później nie czuję nic.
- Ee.. Co to było? - pytam niepewnie Akane.
- Mój towarzysz. - odpowiada, szeroko się uśmiechając. - Leafeon, dokładniej. Wracamy do treningu?
Skinęłam głową i zacisnęłam pięści na sztyletach, szepcąc Odwołuję. Małe ostrza zniknęły. Zastąpił je dość duży, dwuręczny miecz. Wykonany był ze Smoczej Stali, która wyróżniała się kolorem czarnym niczym węgiel. Trzon ozdobiony był grawerem w postaci gadzich łusek. Zaś jelec przypominał rozłożone, smocze skrzydła. Na ostrzu była podobizna srebrnego smoka. Uśmiechnęłam się do ciemnowłosej i przygotowałam się do ataku. Akane spojrzała dość nieufnie na moją broń i się odezwała:
- Wiesz.. Może sobie już darujmy ten trening..?
- Skoro chcesz.. - odpowiedziałam i postąpiłam tak, jak przy sztyletach. - Więc.. Masz już jakieś plany, czy nadal mogę ci przeszkadzać?

< Akane? >

Śmierć!

Od miesiąca nie dawał znaku życia.. - mówią niektórzy.
Podobno miał konflikt z plemieniem.. - twierdzą pozostali.

Co się stało?
Asiria wysłała do niego list. Nikt nie odpowiedział. Katherine była u niego osobiście. Nikt jej nie otworzył. Po namyśle stwierdziły, że zostawią notkę. Jednak nikt nie przyszedł do zamku.
Najgorsze obawy dziewcząt się spełniły. Podczas polowania znalazły jego zakrwawione ciało. Domyśliły się, że było to planowane zabójstwo. Kayler podobno nie miał wrogów..

Zapalmy więc znicz dla tego mężczyzny. Niech znajdzie swoje miejsce w Zaświatach.

~Asiria.

Od Katherine cd Cassie

- No, komu w drogę temu czas. - stwierdziłam. - Tsuki! - zawołałam. Po chwili zjawiła się obok mnie klacz. Skrzydlaty jednorożec parskał radośnie. Obok wierzchowca pojawił się inny, którego wcześniej nie widziałam. 
- No to ja jadę na Tsuki, a ty pojedziesz na tym. - powiedziałam wskazując na konia. Cassie wyraźnie zadowolona i podniecona wskoczyła na rumaka. 
- Jedziemy! - zawołała dziewczyna. 
Przyśpieszyłam kroku. Przeskakiwanie przez przeszkody było dla mnie łatwizną. 
- Szybciej! - zażartowałam. 
- Phi. - prychnęła Cassie. Jazda pod górę była ciężka, ale za razem przyjemna. 
< Cassie?>

Od Katherine cd Argony

- Eh, czemu mnie nienawidzisz? - zapytałam zdenerwowana.
- Bo nie. - odparła dziewczyna.
- Wspaniałe wyjaśnienie. - burknęłam, po czym poszłam przed siebie. Postać cały czas mnie śledziła, coraz bardziej zaczęłam się stresować. Nie mogłam nawet spokojnie zjeść kolacji. Kolejnego ranka znów spotkałam dziewczynę. Nie wiedziałam czego ode mnie chce. Powoli bałam się wychodzić z domu. 
- Czego ode mnie chcesz? Uważaj. - ostrzegłam. 
- Co mi możesz zrobić? - zapytała ironicznie dziewczyna. Milczałam.
< Argona? Brak weny, sama nie wiem co ci odpisywać ;C >

Od Argony - Cd. Katherine

Irytowało mnie w tej dziewczynie właściwie... no wszystko. Nienawidziłam sposobu w jaki chodzi. Nienawidziłam jej barwy głosu. Nienawidziłam sposobu wypowiedzi. Słowem, nie mogłam się od niej oderwać. Gdy tylko odwróciła się i odeszła mordercza intencja pognała za nią. Uśmiechnęłam się. Tymczasowo znalazłam zajęcie dla mojej Złośnicy. Zawiesiłam pokrowiec po gitarze na ramieniu i wycofałam głębiej w zaułek, aż do zawieszonej kilka metrów nad ziemią drabiny. Wzięłam rozpęd i wskoczyłam na nią. W kilku szybkich ruchach byłam już na dachu budynku i kucając na jego skraju oszukałam mój cel. Dziewczyna zdążyła już się nieco oddalić, jednak nie miałam problemu z jej dogonieniem. 
Gdy skręciła w ulicę po przeciwnej stronie drogi zmuszona byłam opuścić mój punkt obserwacyjny i udać się za nią na piechotę. Nie zaszłam jednak daleko, bo nieznajoma zniknęła w jednym z budynków. Czyżby jej dom? Ściągnęłam gitarę z ramienia i osunęłam się po murze na ziemię. Wpatrywałam się tempo w drzwi wejściowe domu. Czekałam.
Kilka razy ktoś wchodził i wychodził, jednak żaden z nich nie był nią. A zmrok zapadał. Przegoniona przez jakąś staruszkę z niezadowoleniem przeniosłam się do równoległej, znacznie bardziej zapuszczonej uliczki, gdzie nikomu nie przeszkadzałam i jak tego samego ranka, ułożyłam się, oparta na pokrowcu. Noc powinna być moją porą. Przecież nie potrzebuję snu, prawda? Powinnam teraz wypijać krew dziewic. Brr... Wyjęłam spod ubrania flakonik i spojrzałam pochmurno na do połowy pustą buteleczkę. Odkorkowałam i upiłam małego łyka, po czym schowałam ponownie, szczelnie zamykając.
Chyba zasnęłam na chwilę, bo gdy się obudziłam, mój cel właśnie mijał miejsce mojego spoczynku. Przystanął na chwilę, jakby coś go zaciekawiło, po czym wzruszył ramionami i poszedł dalej.
Zebrałam się błyskawicznie i starając się unikać palącego światła słonecznego wmieszałam się w tłum. W którymś momencie mój cel wstąpił do kawiarni. Uznałam to za szansę. Błyskawicznie odnalazłam wejście na budynek, położony kilka kamienic dalej i trzęsącymi się z żądzy mordu dłońmi otworzyłam pokrowiec. Położona płasko na ziemi namierzyłam dziewczynę i wycelowałam. Świsnęło krótko. Nieznajoma, jakby coś wyczuła, bo obróciła się w moim kierunku i na sekundę przed zderzeniem kuli z ciałem przed nią powstała czarna ściana. Błyskawicznie zabrałam Złośnicę z dachu i wpakowałam do opakowania. Zarzuciłam je sobie na ramię i czując, że tamta wie, kto i skąd strzelał, zeszłam z budynku.
(Katherine? To nie tak, że cię nienawidzę. Nie bierz sobie tego do serca :P Argo po prostu nie umie odróżniać pozytywnych uczuć od negatywnych :P)

Od Cassie cd Katherine

Zrobiłam wielkie oczy i prawie podskoczyłam z ekscytacji.
- Serio?! – zawołałam ucieszona
W głowie już wyobrażałam sobie mojego smoka. Był duży i silny. Ogromne skrzydła miał rozwinięte, stał na tylnych łapach pazurami wbijając się w skałę i zionął ogniem ku górze… Z rozmarzenia wyrwał mnie głos Katherine.
- …Cassie? – zawołała mnie Kath kładąc ręce na biodrach
- Przepraszam, myślami byłam nadal przy smoku. Możesz powtórzyć? – zapytałam powracając do rzeczywistości.
- Tłumaczyłam co musisz zrobić żeby dostać jajo smoka. Musisz wyruszyć w góry. Tamte góry. – pokazała palcem na ledwo widoczny zarys gór, których wierzchołki kryły się w mglistych chmurach – Tam jest jaskinia. Musisz do niej wejść i wziąć jajo.
- Tak po prostu? – przerwałam
- Nie. To Smocze Legowisko i od tak nie można sobie brać jaj. Musisz… Zresztą, sama się przekonasz. Dla ułatwienia mogę pożyczyć ci mapę.
Chwyciła mnie niepewność oraz ekscytacja na myśl o podróży i jakimś „specjalnym zadaniu”, które mnie tam czeka. Gdy wrócę z powrotem, to kto wie… Może będę mieć własnego latającego gada?
- To na co jeszcze czekamy? Daj mi tę mapę! – pociągnęłam jasnowłosą za rękę i entuzjastycznie podskakiwałam kierując się w stronę jej mieszkania, a następnie gwałtownie się zatrzymałam – Czekaj! Pójdziesz tam ze mną?
- Jasne, ale nie wchodzę do jaskini. To musisz zrobić już sama. – Kath uśmiechnęła się zarażając się moim podekscytowaniem i radością. 
Kath? Brak weny