1 wrz 2016

Od Sorianny - Cd. Asirii

- Kojarzę - odpowiedziałam.
- To fajnie! - powiedziała.
- Szukałaś mnie?
- Nie. Jak szłam, to cię zobaczyłam.
- Jasne... szłam do laboratorium. Zaraz się spóźnię także.... do zobaczenia! - pobiegłam do labo.

*****

Typowe problemy techniczne, nieznane obiekty, wklejenie innych zdjęć na stronie... Typowe bzdety... dawno nie czułam tego... dreszczyku zagadek, niespodzianek, nieoczekujących rzeczy!
- Soray! - usłyszałam głos Asirii.
- Co ty tu robisz?!
- Mam wejściówkę.
- S.... nie ważne - zaczęłam coś pisać na kompie, ignorując ją.
- Co robisz?
- Skanuję dane, przeobrażam fikcyjnie budulce DNA i kopiuje matryce...
- A po ludzku?
- Odwalam czarną robotę - mruknęłam, poprawiając okulary, jakie miałam na sobie.
- Po co ci je?
- Mają wbudowane różne kody - założyłam jej - widzisz?

<Asirii?>

Od Sorianny - Cd. Reik'a

- Smocze - odpowiedziałam.
- Smocze?
- Smocze - podkreśliłam - bez zarodka, ale tak. Znalazłeś je w lesie?
- Tak? - na jego słowa podeszłam i wzięłam broń.
- Co robisz?
- Zanim tutaj dotarłam miałam przygodę ze smokami. Kto wie. Może uda nam się jakiegoś oswoić.
- Zwariowałaś?!
- Tak - powiedziałam - ale ty zostajesz.
- Żartujesz?! Mam szansę zobaczyć smoka! 
- Dlatego zostajesz - mruknęłam i się spakowałam w plecak, a gdy wyszłam i DOPILNOWAŁAM, by też wyszedł, zamknęłam drzwi, sprawdzając czy wszystko wzięłam, a potem ruszyłam do lasu.
- EJ! - usłyszałam go.
- CO!? - warknęłam.
- Mogę iść z tobą?
- NIE! - krzyknęłam i ruszyłam szybciej.

<Reik?>

Od Asirii - Cd. Katherine

- Ależ z ciebie optymistka.. - burknęłam, wybijając przednią szybę ze statku. Przeobraziłam się w skrzydlatą postać i chwyciłam Katherine pod ramionami, wylatując z (prawie) wraku. Przeczekałam w powietrzu, aż maszyna się rozbije, by zbytnio się do niej nie zbliżać. - Poza tym, Kath, wyobraź sobie, że masz skrzydła. Kretynie. - dodałam, puszczając ją. Dziewczyna natychmiast przybrała ciało podobne mojemu i podleciała obok mnie. Pacnęła mnie mocno w głowę ze słowami:
- Mogłam zginąć!
- Pierwszy raz uratowałam cię ja. - powiedziałam z szerokim, sarkastycznym uśmiechem. - Więc paszł won na kolana i mi dziękować!
- Jasne, kiedy krowy zaczną latać!
- Da się zrobić. - odparłam i pokazałam jej język, lecąc w dół. Ta uczyniła to samo co ja, i już po chwili byłyśmy na ziemi. Zmieniłam się ponownie w człowieka i poprawiłam sweterek, na którym zdążyła się już zrobić dziura. Przeklęłam pod nosem i przejechałam dłonią po materiale, który natychmiast się naprawił.
- To.. Gdzie teraz? - zapytała.
- Nie wiem. Może.. W stronę słońca? - zaśmiałam się, po czym kolejny raz dostałam w głowę. - Kurwa, jeszcze raz mnie dotkniesz, a twoja ręka będzie stała w wazonie na moim stole. - warknęłam.
- Dobra, nie pyskuj. Słyszałaś coś dziwnego?
- Taa, twój głos.
- Asiria! Poważnie się..
- Co tu się dzieje? - odezwał się nagle inny głos. Przyznam, tak się wystraszyłam, że aż mnie ciarki przeszły.

< Kathhh? >

Od Katherine cd Asiri

- No to uciekajmy. - powiedziałam. Wraz z Asirią pobiegłyśmy przed siebie, wokoło była cała masa korytarzy oraz zakrętów. Obawiałam się iż Armia Dreka w każdej chwili może się wybudzić. Przed nami pojawił się "personel ". Blargowie... nadzwyczaj dziwne stworzenia. Zmieniłam się w anioła, po czym przyzwałam swój miecz. Dziewczyna przeobraziła się w demona, tak więc obie przystąpiłyśmy do ataku. Po paru minutach było po wszystkim. Nagle usłyszałam za nami tupot nóg. Za nami stał robot. O wiele większy i silniejszy od pozostałych robotów bojowych. 
- Uciekajmy, bo niewiele z nas zostanie. - stwierdziłam. Na końcu korytarza było nasze wybawienie, ponieważ znalazłam statek. Wsiadłyśmy do pojazdu, po czym odpaliłam silniki zapłonowe. Wylatywałyśmy już poza atmosferę i właśnie wpisywałam dane w GPS, gdy jedna z rakiet owego robota uderzyła w statek.
- Nie uda nam się dolecieć na Seroję, wcześniej zginiemy. - powiedział GPS.
- Może coś weselszego? - zapytała Asiria. Błąkanie się w obcej galaktyce, nie jest fajne. Przed nami pojawiła się nieznana planeta. Straciłam panowanie nad statkiem kosmicznym, zaraz mieliśmy się rozbić w jednym z kraterów.. 
- Teraz na pewno zginiemy. - rzekłam. 
< Asiri?>

Od Asirii - Cd. Katherine


Czekałam w spokoju, aż jasnowłosa rozetnie więzy krępujące moje dłonie. Wzięłam od niej nóż i odwzajemniłam się tym samym. Po chwili obydwie byłyśmy wolne. Alonzo niczego nie zauważył. Był zbyt przejęty swoją przemową, której tak czy siak nie słuchałyśmy. Kosmita był odwrócony do nas tyłem. Popełniał największy błąd w swoim życiu. Jego armia nawet na nas nie patrzyła, co oczywiście wykorzystałyśmy. Westchnęłam cicho, widząc ilu jest ludzi przede mną. Wyobraziłam sobie delikatne, lakierowane drewno o charakterystycznym kształcie. Na nim położone było delikatne, białe włosie, potocznie znane jako struny. W mojej lewej ręce pojawił się instrument, zaś w prawej - smyczek. Przypomniałam sobie zapis nutowy piosenki, której się nauczyłam przed laty. Piosenki, znanej również jako Sonata Śmierci. Jeśli nie dogra się jej do końca, jej efektem jest jedynie uśpienie przeciwnika. Pokazałam Kath, aby zatkała uszy. Ta posłusznie wykonała moje polecenie, a ja zaczęłam grać. Z początku była to cicha pieśń, jednak z każdą sekundą się nasilała. Armia Alonza zasypiała na naszych oczach, co bardzo satysfakcjonowało Amortencję.


< Kath? >

Od Alfiego - Cd. Cassie

Podniosłem powoli głowę i spojrzałem na dziewczynę.
- A jak myślisz? - mruknąłem.
Młoda brunetka zmierzyła mnie wzrokiem. Nagle pociąg zatrzymał się. Sporo osób zaczęło się przeciskać do wyjścia. Przyjrzałem im się. Zaraz, pomyślałem, tutaj wysiadam! Po kilku nieudanych próbach wstałem i złapałem za rączkę od walizki.
- Ja wysiadam - oznajmiłem, próbując powstrzymać zawroty głowy.
- Może pomóc? - zapytała brunetka.
- Poradzę sobie.
Zrobiłem dwa kroki do przodu. Wtem osoby czekające, aż pasażerowie wyjdą, momentalnie zaczęli wchodzić do pociągu. Próbowałem się jakoś przepchać do wyjścia. Niestety fala tłumu strąciła mnie na siedzenie. Zdenerwowany wstałem i szturchnąłem jakiegoś mężczyznę, po czym prześlizgnąłem się obok niego. Przez niewielką szparę w tłumie dostrzegłem zamykające się drzwi. Wszyscy tak nagle usiedli na wolnych miejscach. Po chwili pociąg ruszył. Straciłem równowagę, aczkolwiek szybko ją odzyskałem. Zakryłem usta dłonią, próbując powstrzymać się od zwrócenia. Rozejrzałem się po pociągu. W przedziale, w którym się znajdowałem nie było już wolnych miejsc. Postawiłem walizkę między nogami i wolną ręką złapałem się uchwytu. Niedobrze mi, pomyślałem, mrużąc oczy.
- Ustąpić ci miejsca? - ktoś nagle spytał.
Odsłoniłem usta, po czym spojrzałem na siedzącą dziewczynę. Spoglądała ona na mnie pytająco.
- Tak... - odparłem.
Na szczęście oboje zmieściliśmy się na siedzeniu. Rozluźniłem mięśnie i zakląłem cicho pod nosem.
- Przegapiłem peron, na którym miałem wysiąść - mruknąłem niezadowolony. - Może gdybym postraszył ich, to wysiadłbym bez problemu?
- Nie wiem, czy do końca by to wypaliło - odezwała się dziewczyna. - Masz jednak szczęście, ponieważ za parę minut będzie kolejny peron.
- Naprawdę?

Cassie?

Od Cassie cd Katherine



Również zamówiłam czekoladowego loda. Kiedy razem z Katherine zjadłyśmy swoje przysmaki zastanawiałyśmy się co dalej będziemy robić. Jak na zawołanie coś zaczęło się dziać. Niebo gwałtownie się zachmurzyło, a z prawie granatowych chmur wynurzył się metalowy obiekt. Ufo?!
- Co się dzieje? – zapytałam Kath próbując przekrzyczeć zgiełk na ulicy.
- Inwazja obcych! - krzyknęła w odpowiedzi
- Ale takie prawdziwe UFO? Z małymi ufikami siedzącymi tam w środku? – dopytałam
Uświadomiłam sobie jak żałośnie to brzmiało. Może Kath tego nie słyszała? Ze statku wydobywało się coraz więcej robotów inwazyjnych. Rozlewały się po niebie jak jedna wielka plama. Serce galopowało mi w piersi kiedy Katherine kazała mi wskoczyć na Charizarda X. Przyznam, że jeszcze nigdy nie walczyłam z obcymi i była to dla mnie nowość. Gdy wzbijałyśmy się lecąc w stronę intruzów dziewczyna wrzasnęła jak przywódca prowadzący swe wojska do boju:
- DO ATAKU! – podniosła rękę w której trzymała swój miecz
W całym tym zamieszaniu nie zwróciłam uwagi jak większość przechodniów porzuciło swe dotychczasowe obowiązki i zajęcia, chwyciło broń i rzuciło się w obronie miasta. W czym jesteśmy lepsi od ludzi? (no nie licząc tego, że jesteśmy silniejsi i mamy supermoce xd) W tym, że kiedy trzeba wszyscy zgodnie stajemy w obronie swojego domu, w tym, że potrafimy porzucić dobra oraz korzyści materialne i poświęcić się dla drugiej osoby. Tym mieszkańcy Tenshi mi imponują.
Tysiące wojowników najróżniejszej postaci podążało za nami. Większość została na ziemi, a tylko część leciała w powietrzu. Tych latających było sporo, a co dopiero tych walczących na ziemi. Popełniłam jeden błąd. Spojrzałam w dół na nasze „wojsko”. Jedno zerknięcie na ziemię spowodowało, że chwyciłam się nogami i rękami szyi Charizarda X. Zrobiło mi się słabo. Trzęsłam się ze strachu przeklinając w duchu swój ch*lerny lęk wysokości.

Rozpoczęła się bitwa.

Katherine?

Od Katherine cd Cassie

Lodziarnia była niedaleko nas. Zamówiłam czekoladowego, po czym zwróciłam się do Cassie:
- Hm. No to co teraz? Przydałoby się trochę przygód.. 
- Racja. - odparła.Nad naszymi głowami rozpętała się burza. Ale jak to możliwe? Przecież miało być słońce. Nie była to jedyna dziwna rzecz. Nad naszymi głowami zawisnął ogromny statek kosmiczny. Atakował on miasto. 
- UWAŻAJ! - zawołałam do dziewczyny.
- Co się dzieje? - zapytała Cassie. Ze statku wydobyło się już około 300 robotów bojowych. 
- Wspaniale. Inwazja. Dajesz, wsiadamy na smoki! - zawołałam. 
- Charizard, Charizard X! - wezwałam swych towarzyszy. Jak na zawołanie przyleciały smoki. Dosiadłam Charizarda, po czym zaczęłam atakować z powietrza. Chwilę później Cassie przyłączyła się do mnie. 
- DO ATAKU! - warknęłam. 
< Cassie?>

Od Cassie cd Alfie

Obudziłam się dziś jak zwykle spóźniona. Miałam dzisiaj załatwić ważne sprawy na mieście i dlatego wzięłam wolne. W pośpiechu wyszłam z mieszkania i nawet nie zamknęłam drzwi, bo wiem, że same się zatrzaskują. Pobiegłam szybko na peron i tam czekałam na pociąg. Był średni tłok i nie było aż tak źle, mimo to czułam się nieswojo. Wszyscy elegancko poubierani, spieszący się gdzieś. Gdzieś dalej zauważyłam grupkę dzieciaków w mundurkach szkolnych. No tak, mamy już 1 września. Zegar na ścianie wskazywał 11.00 i dosłownie kilka sekund później przyjechał pociąg. Wszyscy zaczęli się cisnąć aby wejść i zająć jakieś miejsca. Nie jestem zbyt wysoka, więc ciężko było mi się poruszać wśród tego tłumu, ale dawałam radę. Po trudzie wejścia do przedziału spostrzegłam, że wszystkie miejsca są zajęte. Westchnęłam tylko i złapałam się uchwytu. Pociąg ruszył i po kilku minutach byłam już na swoim peronie. Wysiadłam i ruszyłam w swoim kierunku. Mieszkałam w Tenshi już jakiś czas, a nadal nie potrafiłam się do końca tutaj odnaleźć.
***
Po załatwieniu wszystkich spraw ponownie poszłam na pociąg. Nie stać mnie na kupno własnego statku, czy samochodu i pozostaje mi tylko łażenie na piechotę lub podróż publicznymi środkami transportu. Dziś, jak na wrzesień, było wyjątkowo upalnie, więc wybrałam to drugie. Nie lubię słońca. Na peronie powtórka z rozrywki, przeciskanie się, próba znalezienia miejsca. Oczywiście znowu musiałam stać, ale po dwóch postojach zrobiło się więcej wolnych siedzeń. Zajęłam pierwsze lepsze pytając białowłosego chłopaka czy jest wolne. Ten skinął twierdząco głową i mruknął coś pod nosem w odpowiedzi. Usiadłam. Kątem oka przyjrzałam się mu. Miał na sobie czapkę, sweter (nie było mu gorąco?), długie spodnie oraz przewieszoną przez ramię torbę. Obok stała walizka. Skupiłam wzrok bardziej na twarzy chłopaka. Grzywka zasłoniła jego oczy, ale nie wyglądał zbyt dobrze. Był blady i wyglądał jakby miał zaraz zwymiotować. Chyba ma chorobę lokomocyjną – przeleciało mi przez myśl – ale zapytam na wszelki wypadek.
- Wszystko ok? – zapytałam pochylając się lekko w jego stronę

Alfie?

Od Cassie cd Katherine



Podczas kolacji, gdy obydwie zajadałyśmy gotowane parówki w domu Katherine, rozmawiałyśmy troszeczkę. Trochę lepiej poznałam tę dziewczynę i poczułam, że ją lubię. Kiedy za oknem zaświecił księżyc dotarło do mnie, że muszę się zbierać. Nie, nie było pełni choć za kilka dni miała nadejść. Podziękowałam Kath za pyszne parówki i umówiłyśmy się, że spotkamy się następnego dnia obok sklepu z ziołami. Czemu tam? Nie mam pojęcia, po prostu uznałyśmy, że to miejsce jest równo oddalone od naszych mieszkań.
***
Wracałam do domu prawie pustym chodnikiem. Betonowa kostka oświetlona była jedynie jaskrawym światłem rzucanym przez latarnie oraz neonowe loga sklepów. Ch*lera, nie zdawałam sobie dotąd sprawy, że było tak późno. Spojrzałam na wielki cyfrowy zegar znajdujący się na jednym z budynków, który wskazywał kilka minut po pierwszej w nocy. Powinnam być już dawno w łóżku i słodko śnić. Ruszyłam znów w stronę mojego mieszkanka, kiedy nagle poczułam potrzebę znalezienia się w najbardziej odludnym miejscu na Seroji jak to tylko możliwe. To była wręcz przymusowa potrzeba. Zawróciłam. Biegłam teraz najszybciej jak potrafiłam zręcznie mijając pojedynczych przechodniów i kierując się w stronę lasu. Nadal miałam ze sobą łuk i pół kołczana strzał, więc nie martwiłam się swoim bezpieczeństwem. Mogłam też zamienić się w krwiożerczą bestię i moim zmartwieniem byłoby wtedy bezpieczeństwo innych. Na obrzeżach miasta przyspieszyłam jeszcze, zwolniłam dopiero wtedy gdy znalazłam się w środku dżungli. Teraz szłam powoli przedzierając się przez gęstwiny różnobarwnych liści i kwiatów. Tę część lasu nazwałam „Barwinką”, ponieważ było tu tyle barw i zapachów, że aż trudno było się w tym wszystkim połapać. Uznałam, że to miejsce jest zbyt jaskrawe i pójdę jeszcze dalej. Potrzebowałam cichego kąta gdzie mogłam oddać się rozmyślaniom. Barwinka była jednym z miejsc po drodze. Wreszcie dotarłam do małej sadzawki ze źródełkiem, które wypływało niedaleko. Woda była tu tak czysta, że widać było każdą rybkę pływającą na dnie jeziorka. Światło księżyca odbijało się od tafli wody oświetlając krzaki i drzewa od spodu tworząc magiczną atmosferę. Skupiłam się. W myślach wyobraziłam sobie, że zmieniam się w wilka o śnieżnobiałej sierści. Tak też się po sekundzie stało. Ciuchy opadły ze mnie, a ja weszłam powoli do przyjemnie chłodnej wody. Popłynęłam głębiej nurkując i próbując złapać dwukolorową rybę. Niebiesko-żółte stworzonko odpłynęło jednak szybciej, a ja tylko kłapnęłam zębami w wodzie. Wynurzyłam się łapiąc oddech. Nagle usłyszałam szelest liści i… Szuranie. Szybko podpłynęłam do brzegu, otrzepałam się, chwyciłam moje rzeczy do pyska i odbiegłam do krzaków. Tam szybko się ubrałam i odbiegłam z powrotem do domu.
***
Już w mieszkaniu i po małej grzance z masłem zjedzonej na szybko położyłam się spać. Nie sprawdziłam nawet godziny, bo zmęczenie wzięło w górę i odpłynęłam w krainę snów.
Rano obudziłam się wypoczęta. Wiecie, ciało wilkołaków szybciej się regeneruje i ma to chyba same plusy. Tym razem wstałam na czas i punktualnie wyszłam do lasu na dzienne polowanie. Moją zdobycz nie było trudno złapać i już po dwóch godzinach miałam pełną torbę. W skład łupów wchodziły: dwie wiewiórki, pięć kuropatw oraz trzy zające. Zadowolona pobiegłam do sklepu i dostarczyłam rzeźnikowi swoją dzienną działkę. W mieście jest jeszcze kilku łowców i mamy podzielone zadania, co kto i kiedy ma upolować. Tak, więc zaraz po dostaniu wypłaty pobiegłam w stronę umówionego miejsca. Kilka metrów przed sklepem, mimo tylu pomieszanych zapachów miasta, poczułam przyjemną woń suszonych ziół. Chwilę potem zobaczyłam Katherine siedzącą na metalowej ławce.
- Hej, Kath. – wyrwałam dziewczynę z zamyślenia
- Cassie! – wstała, podeszła do mnie i przywitała się z uśmiechem – To co dziś robimy?
- Może… - zastanowiłam się na głos
- Zjadłabym lody… - Kath przerwała mi mrucząc pod nosem - Idziemy?
- Jasne! – odpowiedziałam entuzjastycznie

Kath?

Od Akane CD Asirii

- To zaczynamy? - pyta ciemnowłosa, wyjmując szablę. Asiria kiwa głową, po czym bez ostrzeżenia kieruje jedno z ostrzy w stronę Akane. Ciemnowłosa kobieta odskakuje zwinnie, po czym próbuje wytrącić ostrze z ręki swojej przeciwniczki.
- A jeśli któraś z nas zostanie ranna? - pyta białowłosa, blokując cios.
- Mamy uzdrowiciela. - odpowiada Akane, zwinnie unikając drugiego ostrza, które zmierzało w jej kierunku.
- Nikogo nie widzę. - odpowiada Asiria, nie odrywając wzroku od przeciwniczki.
- Nie zobaczysz, dopóki on nie zadecyduje się ujawnić. - odpowiada ciemnowłosa, pomijając fakt, iż Leafeon jest nieśmiały i boi się nieznajomych.Po tej wymianie zdań rozmowa się kończy, a po jakichś dzisięciu minutach szabla zostaje wybita z ręki Akane.
- Wygrałam. - białowłosa uśmiecha się triumfalnie.
- Nie tak szybko. Mam jeszcze parę asów w rękawie. - odpowiada ciemnowłosa, po czym robi jedyne co jej przychodzi do głowy, czyli zmienia się w motyla i podlatuje do szabli. Obok niej wraca do swojej zwykłej postaci, i szabla znowu znajduje się w jej ręce.
- Nieźle. - Asiria kiwa głową, po czym kobiety wracają do treningu. Białowłosa uskakuje, aczkolwiek nie dość szybko, i zaczyna krwawić. W tej samej chwili słychać cichy pisk, i trening zostaje przerwany. Asiria rozgląda się zdezorientowana po pomieszczeniu, szukając źródła dźwięku.
Asiria? Leafeon wkracza do akcji XD