18 wrz 2016

Powrót - Kay

Trenując na obrzeżach miasta, Asiria dostrzegła znajomą, zakapturzoną postać. Natychmiast schowała miecz do pochwy i podeszła do persony. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Powitała przybysza słowami:
"Witaj z powrotem w naszych szeregach, panie Maarloeve."


W końcu jakaś radosna informacja. Kay Maarloeve wraca do bloga! Radujmy się więc wszyscy, bowiem Kath mi płakała, że upada~

//Asiria

Nieobecność

Cassie zgłasza nieobecność do odwołania. Powodem jest brak wolnego czasu.

17 wrz 2016

Odejście - Kay

Mężczyzna założył kaptur na głowę i, odwróciwszy się, pożegnał się z panną Aristow oraz Misterium. Kobiety zapewniły go, że zawsze może wrócić. Podarowały mu także prowiant i trochę pieniędzy na wędrówkę. Kay spojrzał na wschodzący księżyc i, poprawiwszy plecak, ruszył w stronę północy.


Pożegnajmy więc Kay'a. Prowadząca zdecydowała o jego odejściu z przyczyn osobistych. Mam nadzieję, że problemy szybko się rozwiążą.

//Asiria.

15 wrz 2016

Od Katherine

Siedziałam  w domu ponieważ pogoda była koszmarna. Robiłam to co zwykle - rysowałam, jednocześnie słuchając muzyki. Pomagało mi to w znalezieniu pomysłu. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, zastanawiałam się kto może pukać o tejże porze. Otworzyłam  powoli drzwi, ku mojemu zdziwieniu nie zobaczyłam żadnej żywej duszy. Wyszłam na korytarz, było straszliwie ciemno, zimno, a za oknami panowała burza. Piorun strzelił za oknem, a mi zjeżyły się włosy na karku. Na końcu korytarza zobaczyłam postać. Najpierw wystraszyłam się, ale szybko opanowałam się. 
- Kim jesteś? -zapytałam. Nie usłyszałam odpowiedzi. Podeszłam do miejsca w, którym znajdowała się postać.
- Kim jesteś? - powtórzyłam pytanie.
< Ktoś?>

10 wrz 2016

Od Alfiego - Cd. Cassie

Oboje weszliśmy do mieszkania i ściągnęliśmy buty. Zaprowadziłem Cassie do salonu, gdzie dziewczyna usiadła na szarej kanapie. Ja zaś zaniosłem walizkę do mojego pokoju, po czym powędrowałem do kuchni. Otworzyłem lodówkę i zmierzyłem wzrokiem jej zawartość. Bardzo niewiele rzeczy się w niej znajdowało.
- Co chcesz do picia? - zapytałem. - Sok jabłkowy, czy... sok jabłkowy?
- A czymś się one różnią? - odparła Cassie.
- Jeden z nich jest przeterminowany.
Dziewczyna zaśmiała się. Wziąłem do ręki karton z sokiem nadającym się do wypicia. Nalałem po równo do dwóch szklanek, a następnie jedną z nich podałem Cassie, która właśnie rozglądała się. Dziewczyna spojrzała na bursztynową ciecz i spytała:
- To nie jest ten przeterminowany?
- Ależ oczywiście! - odparłem żywo. - Nie mam w nawyku trucia nowo poznanych osób.
Oboje zaśmialiśmy się. Wziąłem pierwszy łyk.
- Fajne masz mieszkanie - zagadnęła Cassie z uśmiechem na twarzy. - Takie... nowoczesne.
- Dzięki - odparłem. - Chociaż w pracowni ojca jest niemały bajzel.
- Mieszkasz z ojcem?
- Owszem. Choć to jest nasz drugi dom. Ojciec przyjedzie dopiero za około dwa dni, bo ma ręce pełne roboty.
Brązowowłosa wzięła parę sporych łyków soku. Następnie odwróciła głowę i spojrzała na wiszące na ścianie zdjęcia. Również podniosłem na nie wzrok. Na jednym z nich byłem ja z tatą. W rękach trzymałem nasz wspólny wynalazek. Obydwoje uśmiechaliśmy się szeroko.

Cassie? Wiem, beznadziejne, ale przez chorobę jakoś nie mam pomysłów...

Od Ashildr - Cd. Asirii

Nacinając dłoń, wydałam z siebie odgłos bólu. Malutki nożyk wbiłam dosyć głęboko, dlatego też, podczas wyjęcia, a przynajmniej próby zrobienia tego, wyłam dziko, nie mogąc znieść kolejnych fal cierpienia, przelewających się przez moje ciało. Po wyrwaniu ostrza z ciała, odłożyłam broń na bok i, zamiast zabezpieczyć ranę, zaczęłam jej się uważnie przyglądać. Od kilkudziesięciu lat, każdego dnia, raniłam jedną ze swych dłoni, oczekując na to, iż pozyskam jedną z najpotężniejszych mocy Lordów Czasu – samoistne leczenie ran. Tak się jednak nie działo – cząstka tejże rasy nie gwarantowała mi posiadania choćby jednej z ich zdolności. Z chęci posiadania nawet jednej z ich mocy i próby ich uzyskania, każdą z dłoni pokrywały liczne blizny i świeże, zaszyte rany. Najnowsza z nich, jakby kpiąc ze mnie, nie chciała się zrosnąć i pozostawić skóry nietkniętej. Zrezygnowana, sycząc z coraz agresywniejszego bólu, zabandażowałam rękę, uprzednio sięgnąwszy po czysty bandaż. Kilka szybkich ruchów wystarczyło, by biały materiał pokrył ranę, a kilka następnych, przemilczanych minut, by zaczerwienił się od szkarłatnej posoki, nadal cieknącej z nacięcia. Zaciskając palce rannej dłoni, powoli podniosłam się, by podejść do jednego z regałów, zapełnionego dziennikami z mojego, zapomnianego po części, życia. Zamiast kolejnej z ksiąg, sięgnęłam po schowany w skórzanej pochwie miecz. Trzymając go sztywno, odsłoniłam część klingi, pokrytej starożytnymi runami, które przy każdym dotyku rozbłyskały złotem. Nie chcąc, by miecz ukazał swe magiczne zdolności, ponownie ukryłam go w pochwie. Na moment odłożyłam oręż, by założyć skórzaną, wytartą kurtkę. Po tej czynności, ponownie sięgnęłam po skórzane okrycie ostrza i przewiesiłam je przez prawe ramię. Nie mogłam nosić miecza przy boku, bowiem wierzchołek sztychu przy każdym kroku uderzał o ziemię, stając się niezdatnym do użytku. Poprawiłam pas pochwy i podeszłam do biurka, przy którym uprzednio przebiłam dłoń. Rzuciłam na blat torbę myśliwską, do której ostrożnie włożyłam butelkę mocnego trunku, osełko, parę rękawic, również skórzanych, podszytych grubym futrem i kilka eliksirów, które znalazły się w sakwie na wszelki wypadek. Zamknęłam torbę i przerzuciłam ją przez wolne ramię. Tak przygotowana, naparłam na ścianę, która w rzeczywistości była iluzją, chroniącą bibliotekę. Takie zaklęcie udało mi się zakupić u jednego z magów za garść złotych monet sprzed pięciuset lat. Za sztuczną ścianą znalazłam się szybciej, niźli się tego spodziewałam, toteż upadłam na kolana. Klnąc pod nosem podczas kolejnej fali bólu, podniosłam się i wyszłam z, pozornie, skromnego mieszkania. Zbiegłam ze schodów, zeskakując z ostatnich stopni. Dopiero idąc chodnikiem, uspokoiłam się i powolnym, dumnym krokiem skierowałam się do pobliskiego lasu.
Z jednej strony otaczały mnie kolejne rzędy drzew, z drugiej zaś ziemista ściana, gotowa osunąć się na mnie w każdej chwili. Szłam między nimi, podśpiewując kolejne sprośne piosenki. Podczas nucenia jednej z tych najbardziej lubieżnych, dostrzegłam postać, leżącą pod jednym z wybrzuszeń gleby. Zwalniając kroku, podeszłam do kobiety. Popatrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem, po czym, z cichym jękiem zamknęła oczy, tracąc przytomność. Westchnęłam ciężko, kucając przy nieznajomej. Zdjęłam torbę i otworzyłam ją, biorąc butelkę alkoholu, którym mogłabym ją ocucić. Odkręciłam buteleczkę, odrzuciwszy korek na bok. Trzymając flakonik w zdrowej ręce, ranną ścisnęłam policzki nieprzytomnej, kierując jej twarz w moją stronę. Uchyliłam jej usta i wlałam do nich ciemny płyn. Po kilku niekontrolowanych łykach, zakaszlała, wypluwając trunek. Odsunęłam się i sięgnęłam po zakrętkę, by zablokować możliwość wypływu alkoholu. Nie patrząc na dziewczynę, leniwie schowałam butelkę do torby, a następnie podniosłam się, by móc spojrzeć w oczy leżącej. Niesamowicie jasne oczy, na przemian zmieniały błysk z nienawiści do ulgi. Wyciągnęłam przed siebie rękę, chcąc pomóc jej wstać.

<Asiria?>

Nieobecność

Lyssandre zgłasza nieobecność, nie będzie jej tydzień ze względu iż wyjeżdża.

9 wrz 2016

Event z okazji 100 postów!

Witam Was bardzo serdecznie. Z tej strony Asiria - jak niektórym wiadomo - jedna z dwóch administratorek. Jako, że Katherine nie miała pomysłu na to, co wykombinować z okazji tej magicznej liczby, wzięłam się do roboty za nią.
Przejdźmy do rzeczy - Event będzie polegał na napisaniu opowiadania bądź wykonaniu obrazka. A oto i on:
Treść:
Budzą Cię pierwsze promienie słońca. Czujesz, że coś jest nie tak. Mimo to, nie otwierasz oczu. Przewracasz się leniwie na drugi bok i.. czujesz coś mokrego! Wstajesz, jakby Cię coś oparzyło i rozglądasz się dookoła. Znajdujesz się w jaskini. Ze sklepienia kapała woda. O dziwo - błękitna. Twoją uwagę odwraca plusk w jednym z dwóch korytarzy. Każdy z nich prowadzi gdzie indziej. Możesz wydostać się z groty, bądź się w nią zagłębić. Co znajdziesz? To zależy od Ciebie!

Zadanie:
○ Opowiadanie - właściwie, to tematyka jest dowolna. Proszę tylko o to, by zaznaczyć, że pojawiasz się w ów jaskini. Dalej wymyślasz Ty.
○ Rysunek - tak jak powyżej - tematyka dowolna. Oczywiście, z grotą w tle. Możesz znajdować się w parku, lesie, pod ziemią, na innej planecie, czy inne wsio. Ważne, by właśnie jaskinia była widoczna. Technika dowolna - praca może być wykonana w programie graficznym lub narysowana na kartce.

Wymagania:
Opowiadanie ma mieć minimum 750 słów.
Rysunek ma być wykonany w miarę starannie.

Nagrody:
Każde opowiadanie oraz rysunek będą nagradzane.
Opowiadania:
○750 słów - 350 Dark Coins
○ 800 słów - 370 Dark Coins
○ 900 słów - 400 Dark Coins
Rysunki:
• Wykonany niestarannie (bardzo widoczne kreski | pokolorowany niedokładnie) - 100 Dark Coins
• Lepszej jakości (wykonany dobrze, ładnie pokolorowany. W miarę możliwości) - 225 Dark Coins

Pytania:
○ Można napisać opowiadanie i narysować obrazek?
• Owszem, można. Dostajesz wtedy odpowiednią ilość DC za opowiadanie, oraz ilość DC za rysunek.

○ Do kiedy trwa event?
• 09.09 - 16.09

Dziękuję za uwagę,
/Asiria 

Odejście - Lucivar

Obydwie kobiety zgodnie pomachały odchodzącemu mężczyźnie. Odwdzięczył się im lekkim uśmiechem i ruszył przed siebie, zostawiając królestwo w tyle. Jednak obydwie - zarówno Katherine, jak i Asiria zapewniły Lucivar'a o tym, że zawsze może wrócić.


Pożegnajmy więc Lucivar'a. Prowadząca zdecydowała o jego odejściu, z powodu braku czasu. Życzę jej powodzenia w nowej szkole i czekamy, aż wróci!

//Asiria.

Od Asirii

Biegłam przed siebie. Słyszałam coraz głośniejszy świst, który ciągle zbliżał się do mojego ucha i cudem uniknęłam pędzącej strzały. Kolejny raz się odwróciłam. Chciałam się upewnić, że potwory zostały w tyle. Co poniektóre darowały sobie dalszy pościg i zatrzymały się w miejscu. Zdecydowana mniejszość nadal za mną podążała. Uśmiechnęłam się pod nosem i przyzwałam do siebie łuk. Napięłam cięciwę, po czym oddałam pierwszy strzał. Trafiłam w splot słoneczny, przez co jeden z goblinów padł martwy. Jego towarzysze spoglądali zaskoczeni to na truchło, to na mnie. Zatrzymali się i, nie spuszczając ze mnie wzroku, zaczęli się wycofywać. Westchnęłam z ulgą i zarzuciłam broń na plecy. Mimowolnie przypominam sobie moment, w którym zmarli moi rodzice. Bynajmniej nie była to śmierć naturalna.. Gwałtownie potrząsnęłam głową, aby pozbyć się nieprzyjemnych wspomnień i zwalniam do normalnego chodu. Parę chwil później dotarłam do jakiegoś urwiska z niesamowitym widokiem. Przede mną rozciągał się las, pogrążony w harmonii. Widziałam małe punkciki, które unosiły się nad drzewami, aby po chwili znów zniknąć w gęstwinie. Obok mnie szumiał mały strumień, kaskadami spływający w dół. Podeszłam do niego i zamaoczyłam w wodzie obolałe nogi, uprzednio zdejmując buty. Byłam zmuszona do chodzenia przez dwa dni. Bez przerwy. Moje stopy były poobcierane, całe we krwi. Podobnie jak ramię, które zostało zranione przez hydrę. Opamiętałam się i sięgnęłam po bukłak, po czym nabrałam do niego krystalicznie czystej wody. Z powrotem założyłam buty, sięgające mi do połowy łydki i ruszam w dalszą drogę. Jednak nie to było mi dane. Ziemia osunęła się w dół, a ja razem z nią. W duchu dziękowałam Bogu za to, że nie byłam zbyt wysoko. Spadając nie mogłam umrzeć. Byłam zbyt nisko. Będąc już na ziemi, zauważyłam jakąś postać. Ale po chwili straciłam przytomność.

< Ktoś? >