29 sie 2016

Od Cassie cd Katherine

W mieście panowała ponura atmosfera. Dym nieprzyjemnie gryzł nas w gardle zmuszając do pokaszliwania. Dodatkowo utrudniał widoczność. Niespokojnie rozglądałyśmy się wokoło czując na sobie czyjś wzrok. Gdzieś niedaleko nas słychać było sypanie się gruzu, powarkiwanie oraz kroki ogromnego zwierza.
- Ktoś nas obserwuje. – stwierdziła na głos Katherine.
Przytaknęłam jej skinieniem głowy i w tym samym momencie do mojego nosa dostał się ostry zapach spalenizny i siarki.
- Ugh. Czujesz to? – zapytałam marszcząc nos i robiąc grymas na twarzy – Jakby ktoś spalił omlety.
Katherine spojrzała na mnie z zapytaniem, a następnie również zmarszczyła nos.
- Śmierdzi raczej jak spalone frytki… - nie dokończyła, bo zza rogu pojawił się ogromny kształt.
Moje oczy rozszerzyły się z zaskoczenia i odruchowo zrobiłam krok do tyłu. To był smok! I to jeszcze nie byle jaki tylko chiński ogniomiot. Katherine została na swym miejscu i dobyła swojego miecza. Ja naciągnęłam cięciwę łuku wypuszczając trzy strzały jednocześnie. Dziewczyna zaszarżowała na bestię, która najwyraźniej była zaskoczona tym, że próbujemy w ogóle jeszcze walczyć. A co – powiedziałam sobie w myślach – myślałeś, smoku, że zaczniemy się chować jak ostatni tchórze?! To dodało mi odwagi i strzelałam w pierś smoczyska wypuszczając strzały tak szybko, jak tylko potrafiłam. Niestety okazało się to bezsensowne, bo groty strzał odbijały się od grubego pancerza gada nie robiąc mu żadnej krzywdy a jedynie go irytując. Po wystrzeleniu połowy zapasu strzał, zaprzestałam atakować z odległości i zamierzałam pomóc Kath z bliska. Odrzuciłam łuk na bok czując jak emocje gotują się we mnie. Miałam zamiar częściowo się przemienić w wilkołaka. Powiększyć pazury oraz kły. Musiałam jednak uważać, bo wystarczyła jedna iskra i mogłam już stracić panowanie nad sobą.
Po sekundzie biegłam na czworaka (tak się lepiej i szybciej biega wilkołakom) warcząc i obmyślając strategiczne punkty uderzeń. Kątem oka dostrzegłam jak Katherine zadaje smokowi widowiskowy cios kataną. Odbiłam się mocno od betonowego podłoża i złapałam się łuski gada. Wędrówka na grzbiet bestii przypominała trochę ścianę wspinaczkową pokrytą śliską substancją, którą potrząsa dwóch olbrzymów chcących wyrywać ją sobie wzajemnie. Nie oczekiwałam, że smoczysko będzie stać nieruchomi i się nam przyglądać, ale nie sądziłam też, że aż tak będzie tutaj rzucać.


Katherine?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie przeklinaj w komentarzach. Jeżeli chcesz negatywnie ocenić bloga - prosimy o konstruktywną krytykę. Ponadto nie chcemy, abyście skakali sobie wzajemnie do gardeł :)