Włożyłem do walizki ostatni już sweter, po czym zamknąłem ją szczelnie. Alrum, robot, który zajmował się obowiązkami domowymi, podszedł do mnie i spytał:
- Na pewno wszystko spakowałeś?
- Ależ oczywiście! - odparłem.
Wziąłem walizkę do ręki i opuściłem swój pokój. Zszedłem po schodach i udałem się do salonu, gdzie odpoczywał mój ojciec.
- Ja już będę iść - oznajmiłem.
- Czekaj chwilę - powiedział Garon i podszedł do mnie. - Mam coś dla ciebie.
Ojciec wyjął z kieszeni paczkę jakiś tabletek.
- To są najnowsze leki na twoją chorobę - rzekł, wręczając mi ją. - Jedna tabletka powinna pomóc.
Niezbyt przekonany przyjrzałem się paczce.
- Dzięki - odparłem po chwili. - To ja już będę lecieć.
Pożegnałem się z ojcem i wyszedłem z domu. Spokojnym krokiem ruszyłem w stronę stacji kolejowej, która znajdowała się niedaleko. Miałem pojechać do Tenshi na jakiś tydzień, może dwa. Ojciec ze względu na pracę postanowił pojechać trzy dni później i razem z kolegami zaprezentować wojsku nową broń. Bardzo chciałem mu towarzyszyć.
Stanąłem na peronie i wziąłem głęboki wdech. Jedną ręką złapałem za pasek od torby, drugą trzymałem rączkę walizki. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę leków na chorobę lokomocyjną. Jedną z tabletek wziąłem wcześniej. Mam nadzieję, że działają, pomyślałem.
Po chwili przyjechał pociąg. Gdy jedni z niego wysiedli, drudzy zaczęli wchodzić. Co chwilę ktoś mnie szturchał, przez co moja złość rosła.
- Dlaczego muszę być taki niski? - mruknąłem.
Gdy wreszcie dostałem się do środka, z triumfem usiadłem na wolnym miejscu. Spojrzałem na budynki znajdujące się za oknem. Kiedy wszyscy już siedzieli i konduktorzy sprawdzili bilety, pociąg ruszył. Minęły trzy minuty, a mnie głowa nie bolała. Chyba działają, pomyślałem zadowolony.
Za wcześnie się ucieszyłem, przeszło mi przez myśl. Wszystko ostatecznie skończyło się tak, jak zwykle. Leki nie poradziły sobie i po jakimś czasie już ledwo powstrzymywałem się od zwrócenia śniadania. Nagle pociąg zatrzymał się. Niestety nie na stacji, gdzie miałem wysiadać. Jedyne, o czym marzyłem, to żeby jak najszybciej dojechać na miejsce. Podróż się strasznie dłużyła, a ja ledwo mogłem się podnieść.
- Przepraszam, czy to miejsce jest wolne? - spytał ktoś.
- J...Jasne - wymamrotałem.
Nieznajomy usiadł naprzeciw mnie. Nie zwracałem na niego uwagi, miałem wrażenie, iż zaraz odlecę.
<Ktoś chętny?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie przeklinaj w komentarzach. Jeżeli chcesz negatywnie ocenić bloga - prosimy o konstruktywną krytykę. Ponadto nie chcemy, abyście skakali sobie wzajemnie do gardeł :)