Podczas kolacji, gdy obydwie zajadałyśmy gotowane parówki w domu Katherine, rozmawiałyśmy troszeczkę. Trochę lepiej poznałam tę dziewczynę i poczułam, że ją lubię. Kiedy za oknem zaświecił księżyc dotarło do mnie, że muszę się zbierać. Nie, nie było pełni choć za kilka dni miała nadejść. Podziękowałam Kath za pyszne parówki i umówiłyśmy się, że spotkamy się następnego dnia obok sklepu z ziołami. Czemu tam? Nie mam pojęcia, po prostu uznałyśmy, że to miejsce jest równo oddalone od naszych mieszkań.
***
Wracałam do domu prawie pustym chodnikiem. Betonowa kostka oświetlona była jedynie jaskrawym światłem rzucanym przez latarnie oraz neonowe loga sklepów. Ch*lera, nie zdawałam sobie dotąd sprawy, że było tak późno. Spojrzałam na wielki cyfrowy zegar znajdujący się na jednym z budynków, który wskazywał kilka minut po pierwszej w nocy. Powinnam być już dawno w łóżku i słodko śnić. Ruszyłam znów w stronę mojego mieszkanka, kiedy nagle poczułam potrzebę znalezienia się w najbardziej odludnym miejscu na Seroji jak to tylko możliwe. To była wręcz przymusowa potrzeba. Zawróciłam. Biegłam teraz najszybciej jak potrafiłam zręcznie mijając pojedynczych przechodniów i kierując się w stronę lasu. Nadal miałam ze sobą łuk i pół kołczana strzał, więc nie martwiłam się swoim bezpieczeństwem. Mogłam też zamienić się w krwiożerczą bestię i moim zmartwieniem byłoby wtedy bezpieczeństwo innych. Na obrzeżach miasta przyspieszyłam jeszcze, zwolniłam dopiero wtedy gdy znalazłam się w środku dżungli. Teraz szłam powoli przedzierając się przez gęstwiny różnobarwnych liści i kwiatów. Tę część lasu nazwałam „Barwinką”, ponieważ było tu tyle barw i zapachów, że aż trudno było się w tym wszystkim połapać. Uznałam, że to miejsce jest zbyt jaskrawe i pójdę jeszcze dalej. Potrzebowałam cichego kąta gdzie mogłam oddać się rozmyślaniom. Barwinka była jednym z miejsc po drodze. Wreszcie dotarłam do małej sadzawki ze źródełkiem, które wypływało niedaleko. Woda była tu tak czysta, że widać było każdą rybkę pływającą na dnie jeziorka. Światło księżyca odbijało się od tafli wody oświetlając krzaki i drzewa od spodu tworząc magiczną atmosferę. Skupiłam się. W myślach wyobraziłam sobie, że zmieniam się w wilka o śnieżnobiałej sierści. Tak też się po sekundzie stało. Ciuchy opadły ze mnie, a ja weszłam powoli do przyjemnie chłodnej wody. Popłynęłam głębiej nurkując i próbując złapać dwukolorową rybę. Niebiesko-żółte stworzonko odpłynęło jednak szybciej, a ja tylko kłapnęłam zębami w wodzie. Wynurzyłam się łapiąc oddech. Nagle usłyszałam szelest liści i… Szuranie. Szybko podpłynęłam do brzegu, otrzepałam się, chwyciłam moje rzeczy do pyska i odbiegłam do krzaków. Tam szybko się ubrałam i odbiegłam z powrotem do domu.
***
Już w mieszkaniu i po małej grzance z masłem zjedzonej na szybko położyłam się spać. Nie sprawdziłam nawet godziny, bo zmęczenie wzięło w górę i odpłynęłam w krainę snów.
Rano obudziłam się wypoczęta. Wiecie, ciało wilkołaków szybciej się regeneruje i ma to chyba same plusy. Tym razem wstałam na czas i punktualnie wyszłam do lasu na dzienne polowanie. Moją zdobycz nie było trudno złapać i już po dwóch godzinach miałam pełną torbę. W skład łupów wchodziły: dwie wiewiórki, pięć kuropatw oraz trzy zające. Zadowolona pobiegłam do sklepu i dostarczyłam rzeźnikowi swoją dzienną działkę. W mieście jest jeszcze kilku łowców i mamy podzielone zadania, co kto i kiedy ma upolować. Tak, więc zaraz po dostaniu wypłaty pobiegłam w stronę umówionego miejsca. Kilka metrów przed sklepem, mimo tylu pomieszanych zapachów miasta, poczułam przyjemną woń suszonych ziół. Chwilę potem zobaczyłam Katherine siedzącą na metalowej ławce.
- Hej, Kath. – wyrwałam dziewczynę z zamyślenia
- Cassie! – wstała, podeszła do mnie i przywitała się z uśmiechem – To co dziś robimy?
- Może… - zastanowiłam się na głos
- Zjadłabym lody… - Kath przerwała mi mrucząc pod nosem - Idziemy?
- Jasne! – odpowiedziałam entuzjastycznie
Kath?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie przeklinaj w komentarzach. Jeżeli chcesz negatywnie ocenić bloga - prosimy o konstruktywną krytykę. Ponadto nie chcemy, abyście skakali sobie wzajemnie do gardeł :)