18 wrz 2016
Powrót - Kay
17 wrz 2016
Odejście - Kay
Pożegnajmy więc Kay'a. Prowadząca zdecydowała o jego odejściu z przyczyn osobistych. Mam nadzieję, że problemy szybko się rozwiążą.
15 wrz 2016
Od Katherine
10 wrz 2016
Od Alfiego - Cd. Cassie
Od Ashildr - Cd. Asirii
Nacinając dłoń, wydałam z siebie odgłos bólu. Malutki nożyk wbiłam dosyć głęboko, dlatego też, podczas wyjęcia, a przynajmniej próby zrobienia tego, wyłam dziko, nie mogąc znieść kolejnych fal cierpienia, przelewających się przez moje ciało. Po wyrwaniu ostrza z ciała, odłożyłam broń na bok i, zamiast zabezpieczyć ranę, zaczęłam jej się uważnie przyglądać. Od kilkudziesięciu lat, każdego dnia, raniłam jedną ze swych dłoni, oczekując na to, iż pozyskam jedną z najpotężniejszych mocy Lordów Czasu – samoistne leczenie ran. Tak się jednak nie działo – cząstka tejże rasy nie gwarantowała mi posiadania choćby jednej z ich zdolności. Z chęci posiadania nawet jednej z ich mocy i próby ich uzyskania, każdą z dłoni pokrywały liczne blizny i świeże, zaszyte rany. Najnowsza z nich, jakby kpiąc ze mnie, nie chciała się zrosnąć i pozostawić skóry nietkniętej. Zrezygnowana, sycząc z coraz agresywniejszego bólu, zabandażowałam rękę, uprzednio sięgnąwszy po czysty bandaż. Kilka szybkich ruchów wystarczyło, by biały materiał pokrył ranę, a kilka następnych, przemilczanych minut, by zaczerwienił się od szkarłatnej posoki, nadal cieknącej z nacięcia. Zaciskając palce rannej dłoni, powoli podniosłam się, by podejść do jednego z regałów, zapełnionego dziennikami z mojego, zapomnianego po części, życia. Zamiast kolejnej z ksiąg, sięgnęłam po schowany w skórzanej pochwie miecz. Trzymając go sztywno, odsłoniłam część klingi, pokrytej starożytnymi runami, które przy każdym dotyku rozbłyskały złotem. Nie chcąc, by miecz ukazał swe magiczne zdolności, ponownie ukryłam go w pochwie. Na moment odłożyłam oręż, by założyć skórzaną, wytartą kurtkę. Po tej czynności, ponownie sięgnęłam po skórzane okrycie ostrza i przewiesiłam je przez prawe ramię. Nie mogłam nosić miecza przy boku, bowiem wierzchołek sztychu przy każdym kroku uderzał o ziemię, stając się niezdatnym do użytku. Poprawiłam pas pochwy i podeszłam do biurka, przy którym uprzednio przebiłam dłoń. Rzuciłam na blat torbę myśliwską, do której ostrożnie włożyłam butelkę mocnego trunku, osełko, parę rękawic, również skórzanych, podszytych grubym futrem i kilka eliksirów, które znalazły się w sakwie na wszelki wypadek. Zamknęłam torbę i przerzuciłam ją przez wolne ramię. Tak przygotowana, naparłam na ścianę, która w rzeczywistości była iluzją, chroniącą bibliotekę. Takie zaklęcie udało mi się zakupić u jednego z magów za garść złotych monet sprzed pięciuset lat. Za sztuczną ścianą znalazłam się szybciej, niźli się tego spodziewałam, toteż upadłam na kolana. Klnąc pod nosem podczas kolejnej fali bólu, podniosłam się i wyszłam z, pozornie, skromnego mieszkania. Zbiegłam ze schodów, zeskakując z ostatnich stopni. Dopiero idąc chodnikiem, uspokoiłam się i powolnym, dumnym krokiem skierowałam się do pobliskiego lasu.
Z jednej strony otaczały mnie kolejne rzędy drzew, z drugiej zaś ziemista ściana, gotowa osunąć się na mnie w każdej chwili. Szłam między nimi, podśpiewując kolejne sprośne piosenki. Podczas nucenia jednej z tych najbardziej lubieżnych, dostrzegłam postać, leżącą pod jednym z wybrzuszeń gleby. Zwalniając kroku, podeszłam do kobiety. Popatrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem, po czym, z cichym jękiem zamknęła oczy, tracąc przytomność. Westchnęłam ciężko, kucając przy nieznajomej. Zdjęłam torbę i otworzyłam ją, biorąc butelkę alkoholu, którym mogłabym ją ocucić. Odkręciłam buteleczkę, odrzuciwszy korek na bok. Trzymając flakonik w zdrowej ręce, ranną ścisnęłam policzki nieprzytomnej, kierując jej twarz w moją stronę. Uchyliłam jej usta i wlałam do nich ciemny płyn. Po kilku niekontrolowanych łykach, zakaszlała, wypluwając trunek. Odsunęłam się i sięgnęłam po zakrętkę, by zablokować możliwość wypływu alkoholu. Nie patrząc na dziewczynę, leniwie schowałam butelkę do torby, a następnie podniosłam się, by móc spojrzeć w oczy leżącej. Niesamowicie jasne oczy, na przemian zmieniały błysk z nienawiści do ulgi. Wyciągnęłam przed siebie rękę, chcąc pomóc jej wstać.
<Asiria?>
9 wrz 2016
Event z okazji 100 postów!
Przejdźmy do rzeczy - Event będzie polegał na napisaniu opowiadania bądź wykonaniu obrazka. A oto i on:
Wymagania:
Opowiadanie ma mieć minimum 750 słów.
Rysunek ma być wykonany w miarę starannie.
Opowiadania:
○750 słów - 350 Dark Coins
○ 800 słów - 370 Dark Coins
○ 900 słów - 400 Dark Coins
Rysunki:
• Wykonany niestarannie (bardzo widoczne kreski | pokolorowany niedokładnie) - 100 Dark Coins
• Lepszej jakości (wykonany dobrze, ładnie pokolorowany. W miarę możliwości) - 225 Dark Coins
Pytania:
○ Można napisać opowiadanie i narysować obrazek?
• Owszem, można. Dostajesz wtedy odpowiednią ilość DC za opowiadanie, oraz ilość DC za rysunek.
○ Do kiedy trwa event?
• 09.09 - 16.09
Odejście - Lucivar
Od Asirii
5 wrz 2016
Od Argony - Cd. Katherine
Od Reik'a - Cd. Sorianny
4 wrz 2016
Od Katherine cd Argony
Od Katherine cd Cassie
Od Cassie cd Alfiego
Od Cassie cd Katherine
3 wrz 2016
Od Argony - Cd. Katherine
Od Alfiego - Cd. Cassie
Od Asirii - Cd. Sorianny
Od Asirii - Cd. Akane
Śmierć!
Od Katherine cd Cassie
Od Katherine cd Argony
Od Argony - Cd. Katherine
Irytowało mnie w tej dziewczynie właściwie... no wszystko. Nienawidziłam sposobu w jaki chodzi. Nienawidziłam jej barwy głosu. Nienawidziłam sposobu wypowiedzi. Słowem, nie mogłam się od niej oderwać. Gdy tylko odwróciła się i odeszła mordercza intencja pognała za nią. Uśmiechnęłam się. Tymczasowo znalazłam zajęcie dla mojej Złośnicy. Zawiesiłam pokrowiec po gitarze na ramieniu i wycofałam głębiej w zaułek, aż do zawieszonej kilka metrów nad ziemią drabiny. Wzięłam rozpęd i wskoczyłam na nią. W kilku szybkich ruchach byłam już na dachu budynku i kucając na jego skraju oszukałam mój cel. Dziewczyna zdążyła już się nieco oddalić, jednak nie miałam problemu z jej dogonieniem.
Gdy skręciła w ulicę po przeciwnej stronie drogi zmuszona byłam opuścić mój punkt obserwacyjny i udać się za nią na piechotę. Nie zaszłam jednak daleko, bo nieznajoma zniknęła w jednym z budynków. Czyżby jej dom? Ściągnęłam gitarę z ramienia i osunęłam się po murze na ziemię. Wpatrywałam się tempo w drzwi wejściowe domu. Czekałam.
Kilka razy ktoś wchodził i wychodził, jednak żaden z nich nie był nią. A zmrok zapadał. Przegoniona przez jakąś staruszkę z niezadowoleniem przeniosłam się do równoległej, znacznie bardziej zapuszczonej uliczki, gdzie nikomu nie przeszkadzałam i jak tego samego ranka, ułożyłam się, oparta na pokrowcu. Noc powinna być moją porą. Przecież nie potrzebuję snu, prawda? Powinnam teraz wypijać krew dziewic. Brr... Wyjęłam spod ubrania flakonik i spojrzałam pochmurno na do połowy pustą buteleczkę. Odkorkowałam i upiłam małego łyka, po czym schowałam ponownie, szczelnie zamykając.
Chyba zasnęłam na chwilę, bo gdy się obudziłam, mój cel właśnie mijał miejsce mojego spoczynku. Przystanął na chwilę, jakby coś go zaciekawiło, po czym wzruszył ramionami i poszedł dalej.
Zebrałam się błyskawicznie i starając się unikać palącego światła słonecznego wmieszałam się w tłum. W którymś momencie mój cel wstąpił do kawiarni. Uznałam to za szansę. Błyskawicznie odnalazłam wejście na budynek, położony kilka kamienic dalej i trzęsącymi się z żądzy mordu dłońmi otworzyłam pokrowiec. Położona płasko na ziemi namierzyłam dziewczynę i wycelowałam. Świsnęło krótko. Nieznajoma, jakby coś wyczuła, bo obróciła się w moim kierunku i na sekundę przed zderzeniem kuli z ciałem przed nią powstała czarna ściana. Błyskawicznie zabrałam Złośnicę z dachu i wpakowałam do opakowania. Zarzuciłam je sobie na ramię i czując, że tamta wie, kto i skąd strzelał, zeszłam z budynku.
(Katherine? To nie tak, że cię nienawidzę. Nie bierz sobie tego do serca :P Argo po prostu nie umie odróżniać pozytywnych uczuć od negatywnych :P)
Od Cassie cd Katherine
- Serio?! – zawołałam ucieszona
W głowie już wyobrażałam sobie mojego smoka. Był duży i silny. Ogromne skrzydła miał rozwinięte, stał na tylnych łapach pazurami wbijając się w skałę i zionął ogniem ku górze… Z rozmarzenia wyrwał mnie głos Katherine.
- …Cassie? – zawołała mnie Kath kładąc ręce na biodrach
- Przepraszam, myślami byłam nadal przy smoku. Możesz powtórzyć? – zapytałam powracając do rzeczywistości.
- Tłumaczyłam co musisz zrobić żeby dostać jajo smoka. Musisz wyruszyć w góry. Tamte góry. – pokazała palcem na ledwo widoczny zarys gór, których wierzchołki kryły się w mglistych chmurach – Tam jest jaskinia. Musisz do niej wejść i wziąć jajo.
- Tak po prostu? – przerwałam
- Nie. To Smocze Legowisko i od tak nie można sobie brać jaj. Musisz… Zresztą, sama się przekonasz. Dla ułatwienia mogę pożyczyć ci mapę.
Chwyciła mnie niepewność oraz ekscytacja na myśl o podróży i jakimś „specjalnym zadaniu”, które mnie tam czeka. Gdy wrócę z powrotem, to kto wie… Może będę mieć własnego latającego gada?
- To na co jeszcze czekamy? Daj mi tę mapę! – pociągnęłam jasnowłosą za rękę i entuzjastycznie podskakiwałam kierując się w stronę jej mieszkania, a następnie gwałtownie się zatrzymałam – Czekaj! Pójdziesz tam ze mną?
- Jasne, ale nie wchodzę do jaskini. To musisz zrobić już sama. – Kath uśmiechnęła się zarażając się moim podekscytowaniem i radością.
2 wrz 2016
Od Katherine cd Argony
Od Katherine cd Cassie
Od Katherine - Cd. Asirii
Od Cassie cd Alfie
- Przegapiłem peron, na którym miałem wysiąść - mruknął niezadowolony - Może gdybym postraszył ich, to wysiadłbym bez problemu?
- Nie wiem, czy do końca by to wypaliło - odpowiedziałam - Masz szczęście, bo za parę minut będzie kolejny peron.
- Naprawdę?
- Tia i na nim wysiadam. – przytaknęłam patrząc przez okno
- Tak w ogóle to jestem Alfie. – przedstawił się chłopak
- Cassie. – spojrzałam na niego i dodałam – Podać ci reklamówkę?
- Nie… Dam radę. - wymamrotał
Uznałam, że nie będę go męczyć dłużej rozmową. Mijaliśmy wysokie szklane wieżowce, a potem wjeżdżaliśmy w tunel. Po kilku sekundach byliśmy na podziemnym peronie. Teraz pasażerów wysiadło tylko kilku, więc nie było aż takiego tłoku. Wstałam z miejsca.
- Idziesz? – zapytałam nowo poznanego podając mu dłoń i uśmiechając się dodałam – Bo znowu minie ci peron.
1 wrz 2016
Od Sorianny - Cd. Asirii
Od Sorianny - Cd. Reik'a
Od Asirii - Cd. Katherine
Od Katherine cd Asiri
Od Asirii - Cd. Katherine
Od Alfiego - Cd. Cassie
Od Cassie cd Katherine
Również zamówiłam czekoladowego loda. Kiedy razem z Katherine zjadłyśmy swoje przysmaki zastanawiałyśmy się co dalej będziemy robić. Jak na zawołanie coś zaczęło się dziać. Niebo gwałtownie się zachmurzyło, a z prawie granatowych chmur wynurzył się metalowy obiekt. Ufo?!
- Co się dzieje? – zapytałam Kath próbując przekrzyczeć zgiełk na ulicy.
- Inwazja obcych! - krzyknęła w odpowiedzi
- Ale takie prawdziwe UFO? Z małymi ufikami siedzącymi tam w środku? – dopytałam
Uświadomiłam sobie jak żałośnie to brzmiało. Może Kath tego nie słyszała? Ze statku wydobywało się coraz więcej robotów inwazyjnych. Rozlewały się po niebie jak jedna wielka plama. Serce galopowało mi w piersi kiedy Katherine kazała mi wskoczyć na Charizarda X. Przyznam, że jeszcze nigdy nie walczyłam z obcymi i była to dla mnie nowość. Gdy wzbijałyśmy się lecąc w stronę intruzów dziewczyna wrzasnęła jak przywódca prowadzący swe wojska do boju:
- DO ATAKU! – podniosła rękę w której trzymała swój miecz
W całym tym zamieszaniu nie zwróciłam uwagi jak większość przechodniów porzuciło swe dotychczasowe obowiązki i zajęcia, chwyciło broń i rzuciło się w obronie miasta. W czym jesteśmy lepsi od ludzi? (no nie licząc tego, że jesteśmy silniejsi i mamy supermoce xd) W tym, że kiedy trzeba wszyscy zgodnie stajemy w obronie swojego domu, w tym, że potrafimy porzucić dobra oraz korzyści materialne i poświęcić się dla drugiej osoby. Tym mieszkańcy Tenshi mi imponują.
Tysiące wojowników najróżniejszej postaci podążało za nami. Większość została na ziemi, a tylko część leciała w powietrzu. Tych latających było sporo, a co dopiero tych walczących na ziemi. Popełniłam jeden błąd. Spojrzałam w dół na nasze „wojsko”. Jedno zerknięcie na ziemię spowodowało, że chwyciłam się nogami i rękami szyi Charizarda X. Zrobiło mi się słabo. Trzęsłam się ze strachu przeklinając w duchu swój ch*lerny lęk wysokości.
Rozpoczęła się bitwa.
Od Katherine cd Cassie
Od Cassie cd Alfie
***
Po załatwieniu wszystkich spraw ponownie poszłam na pociąg. Nie stać mnie na kupno własnego statku, czy samochodu i pozostaje mi tylko łażenie na piechotę lub podróż publicznymi środkami transportu. Dziś, jak na wrzesień, było wyjątkowo upalnie, więc wybrałam to drugie. Nie lubię słońca. Na peronie powtórka z rozrywki, przeciskanie się, próba znalezienia miejsca. Oczywiście znowu musiałam stać, ale po dwóch postojach zrobiło się więcej wolnych siedzeń. Zajęłam pierwsze lepsze pytając białowłosego chłopaka czy jest wolne. Ten skinął twierdząco głową i mruknął coś pod nosem w odpowiedzi. Usiadłam. Kątem oka przyjrzałam się mu. Miał na sobie czapkę, sweter (nie było mu gorąco?), długie spodnie oraz przewieszoną przez ramię torbę. Obok stała walizka. Skupiłam wzrok bardziej na twarzy chłopaka. Grzywka zasłoniła jego oczy, ale nie wyglądał zbyt dobrze. Był blady i wyglądał jakby miał zaraz zwymiotować. Chyba ma chorobę lokomocyjną – przeleciało mi przez myśl – ale zapytam na wszelki wypadek.
- Wszystko ok? – zapytałam pochylając się lekko w jego stronę
Od Cassie cd Katherine
Podczas kolacji, gdy obydwie zajadałyśmy gotowane parówki w domu Katherine, rozmawiałyśmy troszeczkę. Trochę lepiej poznałam tę dziewczynę i poczułam, że ją lubię. Kiedy za oknem zaświecił księżyc dotarło do mnie, że muszę się zbierać. Nie, nie było pełni choć za kilka dni miała nadejść. Podziękowałam Kath za pyszne parówki i umówiłyśmy się, że spotkamy się następnego dnia obok sklepu z ziołami. Czemu tam? Nie mam pojęcia, po prostu uznałyśmy, że to miejsce jest równo oddalone od naszych mieszkań.
***
Wracałam do domu prawie pustym chodnikiem. Betonowa kostka oświetlona była jedynie jaskrawym światłem rzucanym przez latarnie oraz neonowe loga sklepów. Ch*lera, nie zdawałam sobie dotąd sprawy, że było tak późno. Spojrzałam na wielki cyfrowy zegar znajdujący się na jednym z budynków, który wskazywał kilka minut po pierwszej w nocy. Powinnam być już dawno w łóżku i słodko śnić. Ruszyłam znów w stronę mojego mieszkanka, kiedy nagle poczułam potrzebę znalezienia się w najbardziej odludnym miejscu na Seroji jak to tylko możliwe. To była wręcz przymusowa potrzeba. Zawróciłam. Biegłam teraz najszybciej jak potrafiłam zręcznie mijając pojedynczych przechodniów i kierując się w stronę lasu. Nadal miałam ze sobą łuk i pół kołczana strzał, więc nie martwiłam się swoim bezpieczeństwem. Mogłam też zamienić się w krwiożerczą bestię i moim zmartwieniem byłoby wtedy bezpieczeństwo innych. Na obrzeżach miasta przyspieszyłam jeszcze, zwolniłam dopiero wtedy gdy znalazłam się w środku dżungli. Teraz szłam powoli przedzierając się przez gęstwiny różnobarwnych liści i kwiatów. Tę część lasu nazwałam „Barwinką”, ponieważ było tu tyle barw i zapachów, że aż trudno było się w tym wszystkim połapać. Uznałam, że to miejsce jest zbyt jaskrawe i pójdę jeszcze dalej. Potrzebowałam cichego kąta gdzie mogłam oddać się rozmyślaniom. Barwinka była jednym z miejsc po drodze. Wreszcie dotarłam do małej sadzawki ze źródełkiem, które wypływało niedaleko. Woda była tu tak czysta, że widać było każdą rybkę pływającą na dnie jeziorka. Światło księżyca odbijało się od tafli wody oświetlając krzaki i drzewa od spodu tworząc magiczną atmosferę. Skupiłam się. W myślach wyobraziłam sobie, że zmieniam się w wilka o śnieżnobiałej sierści. Tak też się po sekundzie stało. Ciuchy opadły ze mnie, a ja weszłam powoli do przyjemnie chłodnej wody. Popłynęłam głębiej nurkując i próbując złapać dwukolorową rybę. Niebiesko-żółte stworzonko odpłynęło jednak szybciej, a ja tylko kłapnęłam zębami w wodzie. Wynurzyłam się łapiąc oddech. Nagle usłyszałam szelest liści i… Szuranie. Szybko podpłynęłam do brzegu, otrzepałam się, chwyciłam moje rzeczy do pyska i odbiegłam do krzaków. Tam szybko się ubrałam i odbiegłam z powrotem do domu.
***
Już w mieszkaniu i po małej grzance z masłem zjedzonej na szybko położyłam się spać. Nie sprawdziłam nawet godziny, bo zmęczenie wzięło w górę i odpłynęłam w krainę snów.
Rano obudziłam się wypoczęta. Wiecie, ciało wilkołaków szybciej się regeneruje i ma to chyba same plusy. Tym razem wstałam na czas i punktualnie wyszłam do lasu na dzienne polowanie. Moją zdobycz nie było trudno złapać i już po dwóch godzinach miałam pełną torbę. W skład łupów wchodziły: dwie wiewiórki, pięć kuropatw oraz trzy zające. Zadowolona pobiegłam do sklepu i dostarczyłam rzeźnikowi swoją dzienną działkę. W mieście jest jeszcze kilku łowców i mamy podzielone zadania, co kto i kiedy ma upolować. Tak, więc zaraz po dostaniu wypłaty pobiegłam w stronę umówionego miejsca. Kilka metrów przed sklepem, mimo tylu pomieszanych zapachów miasta, poczułam przyjemną woń suszonych ziół. Chwilę potem zobaczyłam Katherine siedzącą na metalowej ławce.
- Hej, Kath. – wyrwałam dziewczynę z zamyślenia
- Cassie! – wstała, podeszła do mnie i przywitała się z uśmiechem – To co dziś robimy?
- Może… - zastanowiłam się na głos
- Zjadłabym lody… - Kath przerwała mi mrucząc pod nosem - Idziemy?
- Jasne! – odpowiedziałam entuzjastycznie
Od Akane CD Asirii
- A jeśli któraś z nas zostanie ranna? - pyta białowłosa, blokując cios.
- Mamy uzdrowiciela. - odpowiada Akane, zwinnie unikając drugiego ostrza, które zmierzało w jej kierunku.
- Nikogo nie widzę. - odpowiada Asiria, nie odrywając wzroku od przeciwniczki.
- Nie zobaczysz, dopóki on nie zadecyduje się ujawnić. - odpowiada ciemnowłosa, pomijając fakt, iż Leafeon jest nieśmiały i boi się nieznajomych.Po tej wymianie zdań rozmowa się kończy, a po jakichś dzisięciu minutach szabla zostaje wybita z ręki Akane.
- Wygrałam. - białowłosa uśmiecha się triumfalnie.
- Nie tak szybko. Mam jeszcze parę asów w rękawie. - odpowiada ciemnowłosa, po czym robi jedyne co jej przychodzi do głowy, czyli zmienia się w motyla i podlatuje do szabli. Obok niej wraca do swojej zwykłej postaci, i szabla znowu znajduje się w jej ręce.
- Nieźle. - Asiria kiwa głową, po czym kobiety wracają do treningu. Białowłosa uskakuje, aczkolwiek nie dość szybko, i zaczyna krwawić. W tej samej chwili słychać cichy pisk, i trening zostaje przerwany. Asiria rozgląda się zdezorientowana po pomieszczeniu, szukając źródła dźwięku.
Asiria? Leafeon wkracza do akcji XD
31 sie 2016
Od Alfiego
Włożyłem do walizki ostatni już sweter, po czym zamknąłem ją szczelnie. Alrum, robot, który zajmował się obowiązkami domowymi, podszedł do mnie i spytał:
- Na pewno wszystko spakowałeś?
- Ależ oczywiście! - odparłem.
Wziąłem walizkę do ręki i opuściłem swój pokój. Zszedłem po schodach i udałem się do salonu, gdzie odpoczywał mój ojciec.
- Ja już będę iść - oznajmiłem.
- Czekaj chwilę - powiedział Garon i podszedł do mnie. - Mam coś dla ciebie.
Ojciec wyjął z kieszeni paczkę jakiś tabletek.
- To są najnowsze leki na twoją chorobę - rzekł, wręczając mi ją. - Jedna tabletka powinna pomóc.
Niezbyt przekonany przyjrzałem się paczce.
- Dzięki - odparłem po chwili. - To ja już będę lecieć.
Pożegnałem się z ojcem i wyszedłem z domu. Spokojnym krokiem ruszyłem w stronę stacji kolejowej, która znajdowała się niedaleko. Miałem pojechać do Tenshi na jakiś tydzień, może dwa. Ojciec ze względu na pracę postanowił pojechać trzy dni później i razem z kolegami zaprezentować wojsku nową broń. Bardzo chciałem mu towarzyszyć.
Stanąłem na peronie i wziąłem głęboki wdech. Jedną ręką złapałem za pasek od torby, drugą trzymałem rączkę walizki. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę leków na chorobę lokomocyjną. Jedną z tabletek wziąłem wcześniej. Mam nadzieję, że działają, pomyślałem.
Po chwili przyjechał pociąg. Gdy jedni z niego wysiedli, drudzy zaczęli wchodzić. Co chwilę ktoś mnie szturchał, przez co moja złość rosła.
- Dlaczego muszę być taki niski? - mruknąłem.
Gdy wreszcie dostałem się do środka, z triumfem usiadłem na wolnym miejscu. Spojrzałem na budynki znajdujące się za oknem. Kiedy wszyscy już siedzieli i konduktorzy sprawdzili bilety, pociąg ruszył. Minęły trzy minuty, a mnie głowa nie bolała. Chyba działają, pomyślałem zadowolony.
Za wcześnie się ucieszyłem, przeszło mi przez myśl. Wszystko ostatecznie skończyło się tak, jak zwykle. Leki nie poradziły sobie i po jakimś czasie już ledwo powstrzymywałem się od zwrócenia śniadania. Nagle pociąg zatrzymał się. Niestety nie na stacji, gdzie miałem wysiadać. Jedyne, o czym marzyłem, to żeby jak najszybciej dojechać na miejsce. Podróż się strasznie dłużyła, a ja ledwo mogłem się podnieść.
- Przepraszam, czy to miejsce jest wolne? - spytał ktoś.
- J...Jasne - wymamrotałem.
Nieznajomy usiadł naprzeciw mnie. Nie zwracałem na niego uwagi, miałem wrażenie, iż zaraz odlecę.
<Ktoś chętny?>
Od Argony
Gwałtownie skręciłam do bocznej uliczki i uderzyłam pięściami w ścianę z całej siły i przejechałam po nieregularnej fakturze. Odepchnęłam się od niej, po czym spojrzałam z pogardą na zakrwawione pięści. Strzepnęłam je i rozprostowałam palce. Czyjeś spojrzenie kazało mi się obrócić. Jakaś kobieta stała w wejściu do uliczki i patrzyła na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
- Coś się stało paniusiu? – spytałam, obracając się do niej, przesłodzonym głosem, z promiennym uśmiechem psychopaty na ustach. – Wyglądasz jakoś niewyraźnie. Może pomóc ci przestać wyglądać?
„Na samotność nie skazują...
ketsurui |
...cię wrogowie, lecz przyjaciele.”
Nazwisko: la Volpe
Stanowisko: Snajper
Płeć: Kobieta
Orientacja: Aseksualna, choć udaje, że jest inaczej
Pseudonim: Zdrajca
Wiek: 43 lata
Głos: Mad hatter AMV
Aha, nie wspomniałam jeszcze o obuwiu. Dziewczyna nigdy nie zakłada innych butów, niż glany. Nigdy. Zapamiętaj to sobie. Nie ważne czy długie do połowy uda czy krótkie przed kostkę, czy na wysokim obcasie, czy na małym. Naprawdę nieistotne. Glany to glany.
Swoją snajperkę zazwyczaj nosi w pokrowcu na gitarę na plecach.
Charakter: Nienawiść. To emocja z której Argona powstała. To emocja, zakorzeniona w samym centrum jej egzystencji, dająca źródło każdemu zachowaniu i każdej reakcji. Dlatego też dziewczyna jest tak oziębła i sarkastyczna. Dlatego traktuje cię jak nic niewartego śmiecia i nie dba o twoje dobro. Nikomu nie pomaga, nikogo nie kocha. Wszechogarniająca nienawiść do świata jest jej codziennością. La Volpe jest przy tym osobą niezrównoważoną psychicznie. Na co dzień może wydawać się osobą cichą i spokojną, w stu procentach opanowaną. Jednak nic bardziej mylnego. To tykająca bomba, czekająca tylko na odpowiedni moment by wybuchnąć całą feerią tłamszonych emocji. Lubuje się w oczach. O tak, kocha je zbierać, a najpiękniejsze okazy trzyma w swoim pałacu, w słoikach, na półce.
Czasem jej nastrój potrafi zmienić się diametralnie z sekundy na sekundę. Czasem może z tobą rozmawiać, po czym nagle stracić zainteresowanie i zająć się czymś innym.
La Volpe ceni prawdę. Ceni ją ponad własne życie, ponad życie innych. To przez prawdę zginęło to, co było przed nią. Dlatego ten drogocenny skarb jest starannie pielęgnowany i ukrywany przez dziewczynę przed światłem dziennym. Jedynym „naprawdę” jest fakt, że każde jej słowo to kłamstwo. Perfekcyjne, w które włożona jest cała wiara w słowo, całe przekonanie, ale kłamstwo. Tak jak jej życie. Ale nie przeszkadza jej to. W końcu tylko takie istnienie zna.
Konto: 500 Dc
Rasa: Sinit’ari – Przedstawiciele tej rasy nie są czymś, o czym często się słyszy. Żaden prawdziwy Sinit’ari nie przyzna się nigdy, że nim jest. To rodzaj… zmowy. Strategii przetrwania, której przedstawiciele rasą są wierni od tysiącleci. Czemu jest ona taka ważna? Ta rasa nie posiada określonej formy, a jedynym elementem wspólnym jej przedstawicieli jest „Odłamek rzeczywistości”. Odłamkiem może być dowolny przedmiot, a nawet fragment ciała czy żywa istota i jest to element, łączący Sinit’ari z światem. W momencie jego zniszczenia ginie jego posiadacz.
Skąd tak silne połączenie z jakimś przedmiotem? Sinit’ari właściwie nie są żywe. Są bardziej jak echa czyichś emocji. Silnych emocji, które nie chciały odejść z tego świata i przybrały cielesną formę. I cokolwiek Sinit’ari nie próbowałby z sobą zrobić, owe uczucia w nim pozostaną i będą czymś, co jako pierwsze rzuca się w oczy. Normalnie nie ma się wpływu na to, jak się będzie wyglądało, jednak ta rasa w pierwszych kilkunastu sekundach istnienia ustala swój wygląd na całe życie. Nie starzeje się, nie rośnie, nie tyje. Nie posiada również defektów ani zalet rasy, zatem wiele zależy od jej umiejętności aktorskich.
Jeśli chodzi o zdolności magiczne Sinit’ari specjalizują się w magii iluzji, sztuczkach umysłu oraz odporności na wszelkie wpływy mentalne. Czasem przejawiają skłonności do drobnych zmian formy. Jego ciało posiada faktyczne predyspozycje, odpowiadające konkretnemu wyglądowi.
A i jeszcze jedno. Oczy. Coś naprawdę pięknego, ale naprawdę niebezpiecznego dla tej rasy. Są kryształowe. Bezbarwne i puste. Nigdy nie wyrażają żadnej emocji.
Wampir – Jako ta rasa się kreuje.
Moce: Specjalizuje się w iluzji cienia, w ukrywaniu się przy jego pomocy, wtapianiu w niego. Tworzeniu iluzji nagłego ciemnienia okolicy bądź emanującej ciemnej energii od niej samej. Potrafi to wykorzystywać również do upozorowania swojej przemiany w nietoperza. Jej najbardziej niezwykłym talentem jest wytwarzanie iluzji niebezpieczeństwa. Nie realnego, jak biegnący na ciebie właśnie odyniec, lecz bardziej niesprecyzowanego. Niebezpieczeństwa na skraju widoczności. Co powoduje strach. Czasem wręcz paraliżujący.
Specyficzną zdolnością dla niej, jako dla konkretnego przedstawiciela rasy Sinit’ari jest przemiana w dziwacznie zbudowanego, nieco nazbyt humanoidalnie, psa o czterech parach oczu, wystających żebrach oraz trochę zbyt ludzkich dłoniach. W tej formie potrafi chodzić równo na czterech, jak i na dwóch nogach. Tą jej formę można porównać do wyglądu niezwykle ciemnego Barghesta., choć jej pysk jest nieco bardziej wilkołaczy.
Może też dokonywać drobniejszych zmian w swoim wyglądzie, jak niewielka korekcja rysów twarzy czy wyglądu włosów, jednak potrafi zrobić to jedynie na krótki czas i tylko przy pomocy dowolnego rodzaju zwierciadła i wody.
Umiejętności: Jak wszyscy Sinit’ari jest naprawdę dobrym aktorem. Gładko wchodzi w dowolną rolę, jak gładko zmienia nastroje. I mimo swej niestabilności potrafi wytrwać w obranej postaci, potrafi poświęcić całą siebie, cały swój charakter dla chwili ucieczki w życie kogoś innego.
I tak jak wspomniałam wcześniej jest świetnym kłamcą, co również poniekąd wiąże się z jej talentem aktorskim.
Ponadto interesuje się poezją. Nie potrafi co prawda jej pisać, jednak wieloletnie zainteresowanie rozwinęło w nim niesamowitą pamięć do słów. Potrafi recytować z pamięci całe wielostronicowe utwory bez najdrobniejszego zająknienia. Potrafi też cytować swojego rozmówcę, nawet gdy temu wydaje się, że w momencie, w którym wypowiadał te słowa Argona była zbyt niestabilna, by je choćby zrozumieć.
Posiada też niezwykły talent do obiektów zawieszonych w przestrzeni. Zarówno do ich ciskania, jak i do łapania. Ogólnie, wizja przestrzenna la Volpe jest znacznie bardziej rozszerzona, niż przeciętnego stwora i dziewczyna potrafi perfekcyjnie ciskać nożem czy też chwycić lecącą w jej kierunku strzałę dokładnie kilka milimetrów od celu. Również z zamkniętymi oczyma posiada coś na kształt widzenia przestrzennego, które wykorzystuje chętnie w ciemnościach (gdzie jako wampir teoretycznie powinna wszystko widzieć) oraz w sytuacji, gdy coś ją dzieli od obiektu. Albo jest bardzo daleko. Posiada niezwykle wyostrzony słuch, co może być jednym ze źródeł owego przestrzennego widzenia.
A i jeszcze jedno. Co prawda do tego nie posiada wrodzonego talentu, jednak wieloletnie ćwiczenia zawsze się opłacają. Argona zna Erts, sztukę walki w ręcz, która specjalizuje się w wykorzystaniu siły wroga przeciwko niemu samemu, nawet gdy jest istotą o sile nadprzyrodzonej. Było jej to niezbędne do utworzenia swojego wizerunku.
Motto: „Na samotność nie skazują cię wrogowie, lecz przyjaciele.”
Ulubiony kolor: Szmaragdowy
Co lubi: Chłodne wieczory, w samotności, gdy może przestać udawać i dać w pełni upust swojej psychopatycznej naturze. Gdy nic nie zagraża jej Odłamkowi. Gdy cisza jest tak głęboka, a ciemność tak wszechobecna, że wydaje ci się, że w niej toniesz.
Zapach krzesiwa oraz dymu ogniskowego.
Ból, towarzyszący dotykaniu rozpalonym ostrzem skóry, jak również przerażenie, pojawiające się na twarzy tego, czyja skóra zaraz żelazem dotknięta zostanie. Ogólnie fascynuje ją strach, czasem nawet do tego stopnia, że lubi zrobić dokładnie to, co najbardziej ją przeraża.
Harbetę.
Czego nie lubi: Gwaru zatłoczonych ulic, gdy każdy drobny złodziejaszek może niepostrzeżenie się zbliżyć. Brudnej krwi, mieszańców, a także ludzi wszelkiej maści.
Małych, słodkich stworzeń i dzieci. Zawsze powodują w niej agresję.
Ciekawostki: Jej Odłamek jest przedmiotem, z którym prawie nigdy się nie rozstaje, mimo że jest tak delikatny i kruchy. Ukrywa go na widoku, chowając zaś znacznie mniej istotne przedmioty, które tworzą jej postać.
Dlaczego właściwie wampir? Argona ma swoją genezę właśnie we wzajemnych emocjach wampira i ludzi, którzy przybyli z widłami i pochodniami, by wreszcie pozbyć się szkaradzieństwa. A wygląd dziewczyny łączy w sobie cechy wampira i kobiety, dowodzącej tłumem mieszczan.
Od Katherine cd Asiria
Od Asirii - Cd. Akane
Raz jeszcze rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie byłam przekonana do tego, by trenować w czyimś domu. Akane najwidoczniej nie przejmowała się tym, że mogę coś zniszczyć. Jakoś tak mój wzrok samoistnie spoczął na broni dziewczyny.
- Walczysz kataną? - zapytałam. W myślach skarciłam się za własną ciekawość. Znowu.
- Owszem. - przytaknęła, spoglądając na ów broń. - A ty?
- Różnie. Potrafię używać wielu rodzai. Choć upodobałam sobie kuszę oraz sztylety. - wyjaśniłam, przywołując do siebie małe ostrza. Wykonane były z lekkiej, anielskiej stali, która mimo wszystko była bardzo wytrzymała. Jednak były zaledwie okruchem, w porównaniu do Gorejących Mieczy, którymi można było uśmiercić duszę. Gabriel mnie ostrzegł, mówiąc, abym pod żadnym pozorem nie przyzywała do siebie płonącego ostrza. Stwierdził, że miałabym zbyt duże wyrzuty sumienia, gdybym kogoś przez przypadek zabiła. Osobiście, nie zgadzałam się z nim do końca, ale nie chciałam podważać jego zdania. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Akane.
- Halo? Ziemia do Asirii?
- Właściwie, to Seroja. - zaśmiałam się cicho. - Tak, już kontaktuję.
< Akane? >
Od Katherine cd Reik
30 sie 2016
Od Akane CD Asirii
- Trenuje sama ze sobą, czasami z przyjaciółmi. - odpowiada Akane, widząc, iż Asiria spogląda na jej szablę.
- Chcesz potrenować? - proponuje błękitnooka.
- Może nie tutaj? Poza tym, mówiłaś coś o kawiarni. Jedna jest tuż za rogiem, po odwiedzeniu jej możemy potrenować, znam dobre miejsce. - odpowiada ciemno włosa, uśmiechając się. Asiria zgadza się na to, i wspólnie idą do kawiarni.
***
- No więc, mówiłaś coś o miejscu do treningu? - mówi Asiria, a ciemno włosa przyjmuje jej chęć do treningu z uśmiechem.
- Tak. Chodź. - odpowiada, ruszając do swojego domu. Niewielu o tym wie, aczkolwiek ta istota posiada w swoim domu własną salę treningową.
- Em... A co jeśli coś zniszczę? - błękitnooka patrzy nieco niepewnie na pomieszczenie.
- Spokojnie. - odpowiada ciemnowłosa.
Asiria?